Rok 2006 ma tyle samo dni co rok miniony, ale nowy kalendarz daje większe możliwości korzystania z dobrodziejstw bądź (jak uważają niektórzy) z szaleństwa weekendowych pomostów.
Początek nowego roku nie jest aż tak obiecujący. Stary zakończył się w sobotę, co pozwoliło spokojnie przygotować się do sylwestrowej zabawy. Z tego jednak powodu straciliśmy pierwszy w kalendarzu dzień ustawowo wolny od pracy, gdyż Nowy Rok w 2006 r. wypadł w niedzielę. Po sylwestrowym balu czeka nas 3,5 miesiąca solidnej pracy, bo Wielkanoc świętować będziemy dopiero 16–17 kwietnia. Ale tuż po niej mamy pierwszy pięciodniowy weekendowy pomost – od 29 kwietnia (sobota) do 3 maja (środa). Następny, czterodniowy, związany jest ze świętem Bożego Ciała (15–18 czerwca). Aż 5 dni leniuchowania możemy mieć od 11 do 15 sierpnia (weekend od soboty do wtorku). Kalendarz kiepsko ułożył się w listopadzie: Święto Zmarłych wypada w środę, a Dzień Niepodległości w sobotę. Sutą rekompensatę otrzymamy za to w grudniu. Wigilia wypada w niedzielę i bożonarodzeniowe święta praktycznie trwać będą cztery dni (23–26 grudnia). Ledwie się zakończą, a już po trzech dniach roboczych czekają na nas kolejne wolne od pracy dni – od 30 grudnia (sobota) do 1 stycznia (Nowy Rok, tyle że już 2007 r.). Wystarczy w maju, czerwcu i sierpniu wziąć po jednym dniu urlopu, aby przez 4–5 dni nie oglądać swojego szefa. A jeśli urlop weźmiemy w trzy ostatnie dni robocze grudnia, to przyjemność tę wydłużymy sobie aż do 10 dni.
Ale możliwe są jeszcze inne kalendarzowe bonusy. Kodeks pracy mówi, że ustawowy czas pracy nie może przekraczać przeciętnie 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy w okresie rozliczeniowym nieprzekraczającym 4 miesięcy.