Jestem pewien, że Polacy zdadzą ten egzamin. Papież z Bawarii pracuje zresztą od wielu miesięcy nad tym, by jego spotkanie z Polską udało się jak najlepiej. Nie chodzi tylko o to, że publicznie używa naszego języka i odwołuje się do Jana Pawła II. Podjął też kilka ważnych decyzji: w ekspresowym tempie uruchomił proces beatyfikacyjny Karola Wojtyły, metropolitą krakowskim mianował abp. Stanisława Dziwisza, papieskim teologiem – dominikanina Wojciecha Giertycha. Były to wyraźne sygnały, że papież bierze pod uwagę oczekiwania polskich katolików.
Jednak ponieważ podróże papieży są w dzisiejszym świecie globalnym wydarzeniem medialnym, wizyta Benedykta w Polsce nie może i nie powinna skończyć się na zaspokojeniu emocjonalnych potrzeb polskich katolików. Bo wiemy, że fenomen pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny w 1979 r. jest nie do powtórzenia i Benedykt XVI na pewno nie zamierza konkurować ze swym poprzednikiem.
Ks. Józef Tischner notował wtedy na gorąco: „Kraj nasz na te kilka dni stał się jakby częścią dawnej Galilei, Samarii, Judei. (...) Nie, z pewnością nasze oczekiwania nie płynęły ze zwykłej ciekawości. Czekaliśmy według i na miarę naszych jawnych i skrytych bólów. Nasze otwarcie na to pielgrzymowanie ukształtowała cała nasza historia, nasze zrealizowane i niezrealizowane nadzieje, nasze groby i pomniki naszych zwycięstw, nasze żale po ludziach, którzy odeszli, i nasze tęsknoty za ludźmi, którzy nadchodzą”. Teraz, 27 lat później, do żalów dochodzi żal po odejściu Jana Pawła II, ale i wspomnienie papieskiego kwietnia 2005 r.
Wiele z narodowych bólów i problemów, o których pisał Tischner, to już na szczęście przeszłość.