W połowie listopada na internetowych stronach polskich stacji narciarskich (w odróżnieniu od naprawdę profesjonalnie redagowanych stron stacji alpejskich) same stare wiadomości. Stare ceny i ubiegłoroczna oferta.
Jedyna nowość to informacja, że wreszcie Karkonoski Park Narodowy, po czterech latach targów, zgodził się na budowę nowego wyciągu, który trochę rozładuje kolejki przy dolnej stacji kolei linowej na Szrenicę. Poszerzone zostaną wszystkie nartostrady. Ponoć ekologowie zgodzili się także na sztuczne dośnieżanie tras na całej ich długości, a nie tylko do górnej granicy lasu. Ale porozumienie osiągnięto na zasadzie „coś za coś”. Samorząd Szklarskiej Poręby i austriacki inwestor (współwłaściciele terenów narciarskich Ski Arena) zrezygnowali na razie z planów zagospodarowania narciarskiego rejonu Łabskiego Szczytu. Oznacza to, że po raz kolejny Szklarska traci szansę nawiązania rywalizacji z Czechami, które w odległym zaledwie o 14 km Harrachovie czy równie bliskim Spindlerowym Młynie nie mają żadnych ekologicznych problemów.
Uzgodnione inwestycje w Szklarskiej ruszą dopiero wiosną 2005 r. Nowy wyciąg – nie wcześniej niż za dwa lata. W tym sezonie więc jeszcze bez zmian. Czekanie w kolejkach, tłok na wąskich nartostradach. Właściciele stacji mają cichą nadzieję, że mimo to nie wszyscy klienci uciekną im do Czech.
Wąskie gardła na Kasprusiu
Nadal nie jest znany termin przebudowy kolei linowej na Kasprowy Wierch i wyciągu krzesełkowego na hali Goryczkowej. Linówka kursuje co pół godziny, wagonik zabiera 30 osób. Krzesło w Kotle Goryczkowym mieści dwie osoby i często się psuje ze starości. Te wąskie gardła szalenie utrudniają życie miłośnikom najlepszej narciarskiej góry w Polsce.
Kasprowy jest najlepszy, bo jeździ się tutaj z najwyższego poziomu (1985 m n.