Co się stało? Wakar postanowił obronić aktora i reżysera Andrzeja Seweryna przed rzekomym spiskiem, którego celem jest zdeprecjonowanie jego artystycznej pozycji w Polsce. Ale zamiast, na przykład, udowodnić, że „Ryszard II” to arcydzieło teatralne (Wakar o spektaklu właściwie nie wspomina), zaproponował układ nieomal jak ze Starego Testamentu, gdzie o nieomylności mistrza nie dyskutuje się. Bo Seweryn, zdaniem Wakara, jako człowiek mieszkający w Paryżu, obcujący z najlepszym francuskim teatrem, wie wszystko i potrafi jako jedyny „zweryfikować” prawdziwą wartość teatru polskiego. Tylko Seweryn poświęcający się dla polskiego narodu, zawieszony między dwoma światami, nie zważający na „osobiste koszty, z jakimi wiąże się taki wybór”, wie, że to, co się dzieje w dzisiejszym naszym teatrze, jest nic niewarte. Że Lupa, Jarzyna, Warlikowski – tych Wakar wskazuje – to lokalne wielkości bez znaczenia dla światowego teatru. Otóż, pragnę państwa uspokoić, tak nie jest! Wywód Wakara, który rzekomo ma obnażyć „kompleksy ludzi polskiego teatru”, obnaża wyłącznie kompleksy Wakara.
Teatr francuski cierpi od dawna na rodzaj martwicy. Pod sztandarami wierności klasyce uprawia się tam niezbyt ciekawy teatr mieszczański oparty na deklamacji. Zmęczeni Francuzi coraz częściej poszukują teatru żywego, co najlepiej widać na festiwalu w Awinionie. Nie wierzę, że Seweryn o tym nie wie. Nie wierzę też, że nie zauważył, iż w Paryżu, w którym mieszka, reżyserem odnoszącym od lat gigantyczne sukcesy jest Krystian Lupa, którego kolejne spektakle pokazywane są w Odeonie. W Paryżu, w teatrze Petera Brooka, tym samym, w którym kiedyś Seweryn grał w „Mahabharacie”, przez miesiąc pokazywany był „Dybuk” Warlikowskiego, którego „Oczyszczeni” dwa lata wcześniej zostali okrzyknięci największym wydarzeniem festiwalu w Awinionie.