Archiwum Polityki

Pierwszy traktorzysta

Sergiusz Martyniuk zaczynał od handlu białoruskimi traktorami. Niewiele osób wróżyło mu sukces. Teraz jego firma jest największym producentem ciągników w Polsce. A on sam – jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów na wschodzie kraju.

Sukces Pronaru przyciąga do Narwi wiele osób. Zakład jest ulubionym celem wycieczek premierów i ministrów, nie tylko polskich. Sergiusz Martyniuk deklaruje wprawdzie, że nie zna osobiście prezydenta Aleksandra Łukaszenki, ale wiadomo, że na Białorusi nie brakuje mu wpływowych przyjaciół. Jednym z nich jest wiceminister spraw zagranicznych Aleksandr Gierasimienko, który będąc merem Mińska pod koniec lat 80. doprowadził do współpracy Pronaru z tamtejszą fabryką traktorów. Dlatego Martyniuk nie podziela krytycznego nastawienia do Białorusi. – Białoruś jest dobrym partnerem – mówi. – Dzisiaj krytykowanie tego kraju jest w modzie. Ale ja uważam, że to suwerenne państwo, które jak każde ma swoje problemy. Ze względu na poglądy i znajomości Martyniuka wiele osób sądzi, że jest on kimś w rodzaju szarej eminencji, ułatwiającej rządowi nieoficjalne kontakty z Białorusią.

On jednak nie daje się łatwo namówić na rozmowę o kulisach swojego sukcesu i obecnych wpływach. – Nie chcę się afiszować. Nie lubię być postrzegany jako zwolennik jakiejś partii. Kiedyś byłem członkiem PZPR. Kiedy legitymacja została, a partia się zwinęła – powiedziałem sobie, że nigdy nie będę już należał do żadnej partii. Mogę być sympatykiem, ale umiarkowanym. Nie wychylam się i nie zależy mi, żeby tworzyć jakieś lobby wokół swojej osoby – twierdzi Martyniuk. Nie dziwi go, że jest kojarzony z lewicą, ale podkreśla, że latał za granicę także z ministrami z rządu Jerzego Buzka. – Ministrowie spraw zagranicznych potrzebują podczas swoich podróży pomocy fachowców, którzy znają się na gospodarce. Ja po kwadransie rozmowy i obejrzeniu zakładu potrafię ocenić, czy kontrahent jest poważny, czy nie.

Jego wpływy sięgają jednak daleko poza gospodarkę.

Polityka 48.2004 (2480) z dnia 27.11.2004; Gospodarka; s. 46
Reklama