Jacek Żakowski: – Przy stoliczku za filarem siedzą pan Gustaw Holoubek i pan Janusz Głowacki. Podchodzi pan Kazimierz Kutz. Przeczytał dzisiejsze gazety i jest poruszony. Od czego zaczynają rozmowę?
Janusz Głowacki:– Dziś pewnie od Ukrainy. Z podziwem. Jak niezwykle się to społeczeństwo na naszych oczach budzi.
Czyli optymistycznie.
JG: Jednak nie do końca. Bo jak oni się mogą ze sobą dogadać, skoro jedni umieją mówić tylko po rosyjsku, a drudzy chcą mówić wyłącznie po ukraińsku...
Kazimierz Kutz: – Ale wiesz, jest coś tajemniczego? Przecież do Ukraińców przylgnęło, że to są ludzie, którzy mają w sobie genetyczną potrzebę okrucieństwa, zemsty i riezania. A nagle tego nie ma. Zaskoczyli nas. Tak jak kiedyś my siebie sami zaskoczyliśmy. Tacy powstańcy, żołnierze, rycerze machający szabelką, a tu nagle w roku 1980 okazało się, że jesteśmy jak Gandhi. U nas ten syndrom powstańczy w sposób cudowny znikł definitywnie. Jeżeli u nich zniknie okrucieństwo, też będzie cud prawdziwy.
JG: Dziś jest taki dzień, że żaden inny gazetowy temat raczej się nie przebije.
Gustaw Holoubek: – Ja trochę żałuję.
Bo Ukraina pana nie interesuje?
GH:
Ależ bardzo mnie interesuje. Ale ja gazet nie czytam i chciałbym się od nich dowiedzieć, co tam wyczytali.
Dawno pan gazet nie czyta?
GH:
Od lat.
Dlaczego?
GH:
Bo gazety mnie złoszczą.
A kiedy inni panu opowiadają, co wyczytali w gazetach, to się pan nie złości?
GH:
Oni mi to powtarzają z humorem. Bez złości. Bez zajadłości. Najciekawsze są ich komentarze.