Dwa lata po głośnej „Katedrze” – nominowanej do Oscara krótkometrażowej etiudzie opisującej zagadkowy proces budowania kosmicznej budowli, 28-letni Tomasz Bagiński znów jest na szczycie. Jego najnowsza 6-minutowa animacja zatytułowana „Sztuka spadania” zaskakuje nie tylko warsztatową doskonałością i przewrotnym przesłaniem, ale również odnowionym, wyrafinowanym stylem świadomie nawiązującym do malarstwa Dudy Gracza. W bazie wojskowej usytuowanej prawdopodobnie gdzieś na Pacyfiku trzech sfiksowanych żołnierzy poddaje się dziwnemu rytuałowi. Wyglądający na doświadczonego zabójcę sierżant zrzuca z drewnianej wieży swoich podopiecznych. Ostatnie konwulsje ofiar fotografuje upozowany na kostuchę tajemniczy doktor. Zaś obrzydliwie gruby, chory psychicznie generał, po ożywieniu dostarczanych mu zdjęć, tworzy coś w rodzaju upiornego happeningu w rytm bałkańskiego tanga. Groteskowy spektakl stworzony przez Bagińskiego można odczytywać na wiele różnych sposobów: jako metaforyczny opis wojennej traumy, jako satyrę na wojskowy dryl albo jako krytykę cynicznej postawy współczesnych artystów, żerujących na cudzym nieszczęściu. Patrząc od strony technicznej warto podkreślić nadzwyczaj umiejętne połączenie nowoczesnego języka animacji komputerowej i klasycznej metody ręcznej. Prawie wszystkie tła są efektem żmudnej pracy grafików, tak samo ręcznie pomalowano modele bohaterów. Aby spotęgować wrażenie użycia zwykłej kamery, nie zaś obrazu komputerowego, zastosowano kilka trików znanych z japońskiej animacji i filmu aktorskiego. „Sztuka spadania” wyświetlana jest jako dodatek przed „Sky kapitanem” i tylko żal, że kończy się zbyt szybko.
Janusz Wróblewski
++ dobre
+ średnie
– złe