Archiwum Polityki

Nie ma anonimowych chorych

Rozmowa z prof. Wiesławem W. Jędrzejczakiem, hematologiem, o nowych nadziejach w walce z białaczką

Paweł Walewski: – Kiedy ostatni raz widział się pan z Olą?

Prof. Wiesław Jędrzejczak: – Powinniśmy ją chyba nazywać panią Aleksandrą. Ma 26 lat, kończy studia. Przyjeżdża raz w roku na kontrolę i wtedy się spotykamy.

To pierwsza w Polsce osoba, której 20 lat temu pana zespół z Centralnego Szpitala Wojskowej Akademii Medycznej przeszczepił szpik.

To był pierwszy udany przeszczep allogeniczny (czyli pomiędzy osobami różnymi genetycznie – przyp. PW). Rok wcześniej wykonano podobną transplantację w Poznaniu, niestety zakończyła się niepowodzeniem. Autorka tego zabiegu prof. Urszula Radwańska miała jednak udział w naszym sukcesie – skierowała do mnie sześcioletnią Olę i jej czteroletnią siostrę Kasię. Do dzisiaj pamiętam ich dziecięce buzie. Bladą Olę, która urodziła się z rzadkim rodzajem anemii i mogła żyć tylko dzięki przetoczeniom krwi, oraz rumianą Kasię, która oddała siostrze trochę swojego szpiku.

Wystarczyło zaledwie trochę?

Bałem się, że nie wystarczy. Kilkuletnie dzieci, których szpik ratuje życie rodzeństwa, ważą przecież po kilkanaście kilogramów, a z ich drobnych kostek trzeba pobrać 100–200 mililitrów cennego surowca! Mieliśmy wcześniej przećwiczony niemal każdy ruch, by nie zbłaźnić się przed chirurgami, którzy bacznie się nam – internistom – przyglądali na sali operacyjnej. Przeprowadziliśmy tysiące zabiegów na myszach, co pozwoliło nam stworzyć własną metodę pobierania szpiku. Później ćwiczyliśmy na lalkach. Ale gdy Kasia leżała już na stole, oczywiście musiało się wydarzyć coś nieprzewidzianego – uchwyt igły, którą pobierałem szpik, został mi w rękach, a reszta utkwiła w ciele dziecka!

Jak pan sobie poradził?

Poprosiłem pielęgniarkę o kombinerki i wyciągnąłem igłę.

Polityka 51.2004 (2483) z dnia 18.12.2004; Nauka; s. 78
Reklama