Życiu jak i okolicznościom śmierci – 5 marca 1953 r. – Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego, zwanego Stalinem, towarzyszy wiele zagadek. Nawet data urodzenia okazała się o rok wcześniejsza (1878 r.) niż przyjmowano. Niewykluczone, że miał agenturalne związki z carską ochraną; być może dlatego obsesyjnie wmawiał potem swym ofiarom szpiegostwo. Fizycznie prezentował się marnie: niski, zaledwie 162 cm wzrostu, z niedowładem lewej ręki, z dziobami na twarzy po przebytej w dzieciństwie ospie. Pozbawiony zdolności hipnotyczno-mediumicznego oddziaływania na tłum, którą dysponował Hitler, braki nadrabiał nadludzką wolą, nieprzeciętną inteligencją, wspaniałą pamięcią, znajomością ludzi, szczególnie ich słabości. Podbudowana kompleksami patologiczna podejrzliwość, okrucieństwo i bezwzględność w dążeniu do celu to dalsze wyróżniki i warunki sukcesu.
Zdobył olbrzymią władzę i zbudował imperium, które wycisnęło piętno na XX wieku. Na zewnątrz supermocarstwo, potężne militarnie i gospodarczo, zainfekowało wielką połać globu i stało się jednym z biegunów świata zimnej wojny. Potęgę imperium opłacili jego mieszkańcy głodem, śmiercią, brakiem demokracji i swobód obywatelskich, bezwolnością wobec reżimu strachu i terroru, nazwanego państwem dyktatury proletariatu. Ale też wielu wierzyło w Stalina i jego dzieło; do dziś są tacy, którzy upadek imperium opłakują, a na ścianach wieszają – jak ikonę – portret Wodza. Spadek po tyranie przetrwał w mentalności ludzkiej (homo sovieticus) w postaci granic wielu państw. Dzisiejszej Rosji, a w jakimś stopniu i dzisiejszej Polski nie da się zrozumieć nie zastanawiając się, czym był stalinizm. O Stalinie i jego dziele piszemy w kilku artykułach, przygotowanych w 50 rocznicę śmierci dyktatora.