Roger Etchegaray jest Francuzem z baskijskimi korzeniami. Papież wysyłał go w trudnych misjach do Sarajewa, Rwandy, Chin, do Rosji i na Kubę. A także do Betlejem, gdy armia izraelska zablokowała miasto po zajęciu przez Palestyńczyków tamtejszej bazyliki. Do Iraku Etchegaray zawiózł list Jana Pawła II do prezydenta Husajna. Nie zdradził szczegółów rozmowy z dyktatorem ani z innymi irackimi dygnitarzami. Dziennikarzom przypomniał, że Kościół ma swój sposób zabiegania o pokój.
Dla Watykanu Bliski Wschód ma znaczenie wyjątkowe: to Ziemia Święta, gdzie chrześcijanom należy się od Kościoła szczególnie troskliwa opieka i gdzie dalsza radykalizacja islamu jest dla Kościoła śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Gdy doszło do wojny nad Zatoką po inwazji Kuwejtu w 1990 r., Jan Paweł II nie wysłał do Bagdadu Etchegaraya, ale tak samo jak dziś przestrzegał, że akcja zbrojna nie rozwiąże konfliktu. I tak jak dzisiaj rzucił do akcji swoje dywizje – to znaczy swój autorytet międzynarodowy i papieską dyplomację. Napisał listy do Unii Europejskiej, do ówczesnego sekretarza generalnego ONZ Pereza de Cuellara, a w końcu do Husajna i George’a Busha seniora, ówczesnego prezydenta USA. Dzień później, 16 stycznia 1991 r., w obecności arcybiskupa Jean-Louisa Taurana, który już wtedy był papieskim „ministrem spraw zagranicznych”, zatelefonował do Busha, apelując o powściągliwość.
I – znów tak jak dziś – nie znalazł z Waszyngtonem wspólnego języka. Za prezydentury Reagana stosunki Stolicy Apostolskiej z Białym Domem układały się nieporównanie lepiej. Bush ignorował Watykan. James Baker, sekretarz stanu w rządzie Busha ojca, nie odwiedzał Rzymu, by poznać bezpośrednio opinię Kościoła w sprawie kryzysu irackiego.
Jaki był bilans papieskiej akcji dyplomatycznej sprzed 12 lat?