To wyglądało naprawdę groźnie. Na przykład wraca z Pragi, z międzynarodowego festiwalu filmów dokumentalnych, Jerzy Kalina, wraca zadowolony, bo dostał nagrodę za film o Łukaszenkowskiej dyktaturze, a tu, w domu, na dzień dobry policja, przesłuchania, oskarżenia, że wspólnie i w porozumieniu.
Sokrat Janowicz, pisarz, a właściwie człowiek-instytucja, pytany o zdarzenia związane z „Niwą”, na wstępie prosi o szklankę wody, bo – jak wyjaśnia – kiedy się denerwuje, natychmiast mu w gardle zasycha: – To oczywisty skandal. Ludzi „Niwy” jak gangsterów potraktowano! Chciałbym, żeby to była tylko głupota policji czy prokuratury, ale, niestety, wszystko się układa w bardzo niepokojącą całość.
Czyżbyśmy mieli w Białymstoku do czynienia z antybiałoruską nagonką? – Nic podobnego! Oni są przewrażliwieni. Trzeba było pilnować porządku w dokumentach, a to dotyczy wszystkich, również Białorusinów – odparowują przedstawiciele białostockiej władzy. Zresztą, to właściwie nie nasza sprawa, dodaje lokalna władza prywatnie. Niech się minister kultury z tym wozi.
Zaniżono – zawyżono
Rzecz dotyczy „Niwy”, tygodnika wydawanego od 1956 r. To najważniejsza gazeta w Polsce drukowana w języku białoruskim. Od roku krążą nad nią ciemne chmury. Protokół NIK okazał się niezwykle krytyczny dla wydawcy czasopisma i jego rady programowej, która „w sprawozdaniu z realizacji umowy dotyczącej dotacji na wydanie ww. tygodnika w 2001 r. potwierdziła nieprawdę informując Ministerstwo Kultury, że łączny nakład Tygodnika wyniósł 104 tys. egzemplarzy, chociaż faktycznie był on niższy o 24 957 sztuk (24 proc.). W przedstawionych zleceniodawcom rozliczeniach dotacji Rada podała, że koszty wykonania zadań dotowanych w 2001 i 2002 r.