Kiedy 22 grudnia sędzia sprawozdawca wygłaszał uzasadnienie orzeczenia, w którym Sąd Apelacyjny w pierwszej instancji uznał, że marszałek Józef Oleksy złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, rzecznik Bogusław Nizieński siedział vis-?-vis Oleksego. Obaj wyglądali jak dwa sfinksy, odwieczni wrogowie. Kiedy sędziowie opuszczali salę rozpraw, wszyscy, tak jak to wypada – poza marszałkiem Oleksym – wstali. Sędzia Nizieński wyszedł na sądowy korytarz i powiedział jedynie, że prawda zawsze zwycięży. Rozżalony Oleksy wyszedł natomiast na środek sali i rozpoczął dłuższe wystąpienie, potępiające w czambuł rzecznika Nizieńskiego, sądzący go skład sędziowski i ustawę lustracyjną. – Panie Marszałku, kończymy już, bo trzeba się brać do pracy nad pisaniem odwołania – odciągnął swojego klienta od kamer i mikrofonów mecenas Wojciech Tomczyk.
Mówi się, że w Polsce nie przeprowadzono dekomunizacji i mamy jedynie jej namiastkę w postaci lustracji. Nikogo nie karze się za służbę, pracę czy tajną współpracę w latach 1944–90 z organami bezpieczeństwa państwa, a jedynie za zatajenie tego faktu, jeśli ustawa przewiduje obowiązek jego ujawnienia. Kłamca lustracyjny ma 10-letni zakaz pełnienia niektórych wysokich stanowisk państwowych i wykonywania zawodu: adwokata, prokuratora, sędziego i wysokiego kierownika w mediach publicznych.
W roli strażnika ustawy o lustracji przez ostatnie 6 lat występował, dzisiaj 76-letni sędzia, Bogusław Nizieński. Na stanowisko rzecznika interesu publicznego został powołany w ostatnim dniu urzędowania ówczesnego I prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza. Sędzia Nizieński, były akowiec i członek WiN, nie ukrywał swoich prawicowych przekonań. W 1999 r. otrzymał od „Gazety Polskiej” tytuł Człowieka Roku, a w 2002 r.