WYBORY
Nowy prezydent, nowy Sejm
Kalendarz polityczny prezentuje się imponująco, ale w sporej części nie jest do końca określony. Wciąż wspomina się o przyspieszonych wyborach w maju lub czerwcu, ale z wyraźnie mniejszym przekonaniem niż jeszcze kilka miesięcy temu. Coraz więcej wskazuje na to, że wybory zarówno parlamentarne jak i prezydenckie odbędą się w normalnych, konstytucyjnych terminach. Na przyspieszone wybory w maju nie ma ochoty SLD, a i opozycja zajęła się bardziej orlenowską komisją śledczą niż skracaniem sejmowej kadencji. Premier Marek Belka wypowiada się w stylu salomonowym: jest za przyspieszonymi wyborami, ale jeśli do nich nie dojdzie, nie zamierza się podawać do dymisji, bo polityczny kontrakt zawierał do wyborów, a nie do maja. Gdyby jednak pomysł majowych wyborów był podtrzymywany (powiedzmy, że byłaby to niedziela 15 maja), to uchwała Sejmu o samorozwiązaniu musiałaby wejść w życie najpóźniej 31 marca (czyli być uchwalona odpowiednio wcześniej, mniej więcej w połowie marca). Do 25 dnia przed wyborami, czyli do 20 kwietnia, muszą być znane listy kandydatów. Jeśli wybory zmierzałyby w kierunku czerwca, o czym wspominają niektórzy politycy, daty trzeba przesunąć odpowiednio o 45 dni.
Jeśli to nie nastąpi, to dopiero w lipcu i sierpniu poznamy kandydatów: najpierw do fotela prezydenckiego, a potem do Sejmu i Senatu. Najwcześniej, zgodnie z konstytucją, wybory prezydenckie mogą się odbyć w niedzielę 18 września, a parlamentarne – 25 września. Możemy więc mieć wyborczy wrzesień, ale w grę wchodzi też październik: 9 października to ostatni możliwy termin wyboru głowy państwa (ewentualna, choć niemal pewna, II tura – po dwóch tygodniach), a najpóźniej 16 października wybierzemy nowych posłów i senatorów.