Na nasze ekrany wchodzi właśnie film „Lemony Snicket: Seria Niefortunnych Zdarzeń”. „Ta książka nie tylko nie kończy się szczęśliwie, ale nawet szczęśliwie się nie zaczyna, a w środku też nie układa się za wesoło” – tak Lemony Snicket zaczyna pierwszy tom „Serii Niefortunnych Zdarzeń”. Czy można wyobrazić sobie lepszą autorską rekomendację? W istocie: w pierwszej scenie beztrosko baraszkująca na plaży trójka rodzeństwa Baudelaire dowiaduje się, że właśnie ich rodzice spłonęli w pożarze. Taki jest początek. A z każdą stroną jest coraz gorzej.
Film Brada Silberlinga opowiada o tym, co przytrafiło się 14-letniej Wioletce (uzdolnionej konstruktorce nikomu niepotrzebnych wynalazków, a po strasznej pożodze – głowie rodziny), 12-letniemu oczytanemu ponad wiek Klausowi oraz Słoneczku – niemowlakowi specjalizującemu się w przegryzaniu i podgryzaniu wszystkiego, co się da. Rodzeństwu przede wszystkim przytrafił się hrabia Olaf – demoniczny krewny, który zasadził się na majątek Baudelaire'ów. Olaf (w filmie grany przez Jima Carreya) używa wszelkich możliwych sposobów: najpierw podstępnie próbuje poślubić 14-latkę i zagarnąć w ten sposób rodzinne bogactwa. Gdy to się nie udaje, wykorzystuje swoje mistrzowskie zdolności kamuflażu i co chwila pojawia w otoczeniu sierot, które, jak to z sierotami bywa, wędrują z rąk do rąk bliższych i dalszych krewnych.
Gdy trafiają więc do domu wujka Monty'ego (który zyskał sławę odkrywając Niewiarygodnie Jadowitą Żmiję), pojawia się tam także nowy asystent uczonego, niejaki Stefano. Gdy dzieci trafiają do znerwicowanej ciotki Józefiny (w tej roli Meryl Streep), prawdę mówiąc kompletnej paranoiczki, zaraz znajduje się adorator wątpliwych ciocinych wdzięków, Kapitan Szlam – znów nad wyraz przypominający Olafa.