Archiwum Polityki

Młodzieńczy głos

W moim domu rodzinnym istniała legenda Nowaka-Jeziorańskiego. Ojciec mój, oficer AK, zetknął się z Nowakiem w okresie okupacji i pamiętał go z powojennego Londynu. W roku 1980 jesienią, a był to przecież rok Solidarności, znalazłem się w Stanach Zjednoczonych. Mój kuzyn Grzegorz Wierzyński, wówczas dyplomatyczny korespondent magazynu „Time”, zaproponował, że skontaktuje mnie z Janem Nowakiem, który zapewne ciekaw będzie gościa z Polski. Grzegorz zawiózł mnie do niego.

Byłem wówczas stosunkowo młody, miałem 43 lata, więc człowiek na emeryturze wydawał mi się starcem. Byłem więc mocno zaskoczony, kiedy powitał nas mężczyzna łysy wprawdzie jak kolano, ale energiczny, poruszający się szybko i co najważniejsze o zdumiewająco młodym, wręcz młodzieńczym głosie. To wrażenie pozostało mi zresztą na zawsze.

To pierwsze spotkanie było bardzo charakterystyczne. Nowak niewątpliwie był zainteresowany tym, co mogłem mu opowiedzieć o Polsce wchodzącej właśnie w jeden z najbardziej dramatycznych okresów swojej powojennej historii. Zadawał mi mnóstwo pytań, ale gdy tylko zaczynałem odpowiadać, natychmiast dodawał własne interpretacje. Mój kuzyn usiłował nakłonić go, by nieco uważniej mnie słuchał, rekomendując jako świetnie zorientowanego dziennikarza. Nowak na to szybko odpowiedział: „No tak, przecież wiem, pan jest dziennikarzem sportowym”. Rzeczywiście pisywałem o sporcie jakieś zgryźliwe felietony w „Szpilkach” i „Sztandarze Młodych”, ale przede wszystkim przez 15 lat pracowałem w całkiem dobrze wówczas znanym tygodniku „Kultura”, a przez osiem ostatnich lat byłem nawet zastępcą redaktora naczelnego. Niektóre moje teksty cytowała Wolna Europa, co było wówczas swoistą nobilitacją, więc nie powiem, żeby zakwalifikowanie jako specjalistę od sportu zrobiło mi przyjemność.

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Wspomnienie; s. 92
Reklama