Zawartość archiwów służb bezpieczeństwa PRL dostarcza emocji nieobserwowanych w życiu publicznym od czasów lustracji Antoniego Macierewicza. Teczki całkiem zantagonizowały środowiska opozycyjne, partie polityczne prześcigają się z kolei w pomysłach na ich upublicznienie.
Bliskość wyborów parlamentarnych oraz prezydenckich dodatkowo radykalizuje pomysłodawców. Najbardziej radykalna jest LPR. Wydaje się jednak, że jej pomysł na publikowanie list agentów w Internecie nie do końca bliski jest Polakom. Ich entuzjazm wobec mechanicznego ujawnienia zawartości archiwów mocno spada.
Jeszcze we wrześniu ubiegłego roku według badań CBOS 60 proc. obywateli skłaniało się ku opinii, że trzeba ujawnić teczki wszystkim zainteresowanym. 30 proc. wolało poprzestać na dostępie przewidzianym ustawą o IPN. Reszta nie miała zdania.
Okazało się jednak, że sami poszkodowani nie są specjalnie zainteresowani informacjami na swój temat. Do połowy grudnia ub.r. udostępniono materiały 5617 osobom, a 861 odmówiono, uznając je za tajnych współpracowników lub funkcjonariuszy SB.
Potem ujawniono zawartość teczki Małgorzaty Niezabitowskiej i politycy nabrali rozpędu lustracyjnego. Ruszyła lawina wniosków do Instytutu Pamięci Narodowej o udostępnienie akt SB.
Ostatni sondaż Rzeczpospolitej wskazuje jednak, że skłonności lustracyjne wśród ogółu Polaków słabną.