Łagodne odmiany jazzu zawojowały polskie domy. Do łask powrócili klasycy, jak Nat King Cole czy Nina Simone. Swoich pięciu minut doczekali się też bardziej nowocześni artyści smoothjazzowi. Pojawiają się kolejne jazzowe składanki i nie leżą długo na półkach. Obecnie smoothjazzowa kompilacja to praktycznie gwarantowany bestseller.
W pierwszej pięćdziesiątce Oficjalnej Listy Sprzedaży znalazło się ostatnio aż sześć smoothjazzowych płyt.
Jedna z nich, „The Girl In The Other Room” Diany Krall, utrzymała się na niej od premiery w kwietniu.
Kupiliśmy aż 54 tys. czteropłytowych albumów najpopularniejszej składanki, jaką jest „The Best Smooth Jazz... Ever”, plasując ją tym samym w czołówce listy płytowych hitów. „Smooth Jazz Cafe 6”, album skompilowany przez Marka Niedźwieckiego, rozszedł się już w 12 tys. kopii, „Pinacolada” – w 8 tys., a najnowsza, szósta część „Pozytywnych Wibracji” – w 5 tys. Jedenastopłytowa antologia wcześniejszych części „Pozytywnych Wibracji”, która jest najbardziej znaną polską serią z mieszanką acid-jazzu, funky i muzyki klubowej osiągnęła status złotej płyty już w dniu premiery.
Coraz więcej pojawia się też antologii klasycznych już nagrań, jak „Something Swinging”, sześciopłytowy box ze wszystkimi jazzowymi evergreenami w rodzaju „What a Wonderful World” Louisa Armstronga.
Na fali popularności tradycyjnego jazzu wypłynąć ponownie próbują też artyści. Rod Stewart wydał już trzy płyty pełne jazzowych standardów z początku ubiegłego stulecia. Również Krzysztof Krawczyk, po chwilowym flircie z modnymi klubowymi brzmieniami, poszedł jego śladem, nagrywając swingującą Gershwinem i Ellingtonem „Mona Lisę”.