W połowie grudnia stołeczne władze wystawiły na sprzedaż świetnie zlokalizowaną działkę budowlaną (ul. Inflancka 3), przeznaczoną pod mieszkania i usługi. – Nikt nie wpłacił wadium i przetarg się nie odbył – mówi naczelnik Elżbieta Wysocka ze stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami. Miasto chciało za dużo: cena wywoławcza za 60 tys. m kw. gruntu (teren byłej zajezdni autobusowej) sięgała 248,8 mln zł.
Warszawskie władze zaoferowały inwestorom przy końcu ubiegłego roku ponad 40 działek, ale na przetargach tłoku nie ma. Licytuje się ostrożnie, cena transakcyjna często niewiele się różni od wywoławczej (np. wzrasta z 2,3 do 2,4 mln zł). Głównie dlatego, że miasto przestało oddawać grunty w użytkowanie wieczyste, wystawia je wyłącznie na sprzedaż. Przy kupnie prawa wieczystego użytkowania dewelopera stać było na szeroki gest: wpłacał tylko pierwszą ratę, czyli 15–25 proc. ceny (następne raty płacili przyszli właściciele mieszkań lub budynków). Teraz wymagana jest pełna cena, do której w dodatku doliczony zostanie podatek VAT (22 proc). W centrum Warszawy są to ogromne pieniądze. Na kupno działek stać tylko firmy mocne kapitałowo.
Grunty budowlane najbardziej zdrożały w Polsce w 1997 r.
Ceny wzrosły wtedy średnio o 90 proc., a w Warszawie i w Toruniu aż trzykrotnie (według szacunków b. Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej, obecnie Instytutu Rozwoju Miast). Gorączkę zakupów spowodowały zapowiedzi zniesienia ulg budowlanych, które napędziły inwestorom tłumy klientów. W Warszawie ceny gruntów budowlanych wylicytowane na przetargach były czasem sześciokrotnie wyższe od wywoławczych. W tym samym roku cena metra kwadratowego po raz pierwszy przekroczyła granicę 10 tys. zł (za działkę przy ul. Wspólnej). Jak dotąd rekord ten nie został pobity, ale grunty w centrum są czasem niewiele tańsze (metr działki przy ul.