Kilka lat temu podano w prasie alarmujące wyniki badań nad reprezentatywną grupą Polaków. Reprezentantom dano do przeczytania tekst w gazecie, a następnie spytano, o czym był ten tekst. Blisko trzy czwarte nie miało zielonego pojęcia. Sprawdzian powtórzono z wiadomościami telewizyjnymi. Trzy osoby na dziesięć umiały powtórzyć sens wiadomości, 70 proc. plątało się w zeznaniach, w większości padały odpowiedzi filozoficzne: mówią, że biją się ludzie na świecie, i co robić?
Parę dni temu przeczytałem w „Polsce” artykuł Magdaleny Kuli o tym, że szkoły wychowują analfabetów. Tylko jedna trzecia uczniów kończących szkołę podstawową umiała poprawnie napisać krótkie wypracowanie, które było ogólnopolskim sprawdzianem. Krótkie, bo 9 linijek tekstu Centralna Komisja Egzaminacyjna uznała za wystarczające. „Tragiczne wyniki szóstoklasistów” – czytam w tytule artykułu. I, rzeczywiście, tragiczne, bo tego chyba zmienić się nie da, skoro 66 proc. pisze marnie, a błędy ortograficzne i językowe były w co drugiej pracy. Uczniowie mieli opisać miejsce, które jest dla nich „jedyne pod słońcem”. Zdarzały się więc odpowiedzi (cytuję za „Polską”), że „miejsce, w którym widać zachód jak i wschód słońca jest bardzo pięknym krajobrazem”. Smutne. Bardzo nawet. Czarna rozpacz w pełnym słońcu.
Ponieważ wyniki sprawdzianu uznano za przerażające, więc pytanie, co robić, by było lepiej, jest zasadne. Każdy umysłowy przeciętniak wyrwie się z odpowiedzią, że trzeba dzieci skuteczniej uczyć ojczystego języka, bo niby co innego można zrobić? Okazuje się, że można. CKE powołała już zespół, który „ma opracować nową formułę sprawdzianu”. I bardzo słusznie!