Dlaczego spektakl taki jak ta „Noc” mógł powstać w Niemczech, a w Polsce nikomu nie przyszedłby do głowy? Czy nie dlatego, że – opowiadając długo i kwieciście o nowych wyzwaniach jednoczącej się Europy – wcale nie jesteśmy otwarci i zainteresowani nowymi partnerami? Poprzestajemy na stereotypach, które należałoby przezwyciężać? Zbliżeniu ponad stereotypami służy spektakl z Düsseldorfer Schauspielhaus: jego dyrektorka, polska reżyserka Anna Badora, zamówiła u Andrzeja Stasiuka tekst, a u Mikołaja Grabowskiego inscenizację tragifarsy o wzajemnym widzeniu się Polaków i Niemców. Zabawnej, ale w efekcie niezwykle pod spodem gorzkiej i bezlitosnej: Polacy są tu złodziejami samochodów, Niemcy – egocentrykami, którzy kulturalną wyniosłością maskują pogardę i lęk wobec wschodnich barbarzyńców. A gdy los ich zderza, wychodzi na to, że jedyną płaszczyzną porozumienia jest... pamięć wojny, obszar wspomnień, zdawałoby się najmniej zdatny do łączenia. Spektakl jest prowadzony lekko i powściągliwie, dramatyczne wydarzenie (serce zastrzelonego złodzieja ma być przeszczepione napadniętemu jubilerowi) służy za pretekst do groteskowej satyry, gdy umierający ostatkiem sił broni się przed przyjęciem polskiego przeszczepu. Oszczędna, zdystansowana reżyseria Grabowskiego nie służy rozpalaniu emocji, ma rozśmieszyć i dać do myślenia, a przy okazji... scalać: przedstawienie grane przez aktorów niemieckich i polskich – ze Starego Teatru – z przeplatającymi się kwestiami w obu językach jest doskonale komunikatywne. Mieszkańcy Düsseldorfu śmiali się ze swoich wad do rozpuku, mieszkańcy Krakowa też, a Mikołaj Grabowski zapewnia, że dzięki tanim liniom lotniczym naprzemienne występy na obu scenach nie są żadnym problemem.