Łódzki Teatr Wielki znów dał ambitną premierę: „Makbet” Verdiego nie był po wojnie wykonywany w Polsce. Wystawiony na zamówienie stale współpracującego z polskimi teatrami operowymi Supierz Artist Management, na łódzkiej scenie pokazany został już po tournée w Holandii. Z wędrownego charakteru inscenizacji wynikła jej oszczędna stylistyka; po raz pierwszy w ramach współpracy z Holendrami zadbał o nią polski reżyser Tomasz Konina. Dramat Makbeta (zgodnie zresztą z librettem opery) rozegrał na planie kameralnym, umiejscawiając wśród rozsuwanych i przesuwanych w miarę potrzeb czterech białych ścian i kilku prostych mebli. Rzecz jest oczywiście uwspółcześniona, co i rusz pojawiają się filmy z maszerującym wojskiem lub portretami ofiar, czarownice (w operze jest ich cały chór) – to wojenne wdowy rzucające przekleństwa w akcie rozpaczy. Przy tym brak tu dobrego aktorstwa uwiarygodniającego dramat, za to dużo przyzwoitego śpiewu, w czym celują zwłaszcza zagraniczni goście: Elena Baramova (Lady Makbet) i Wiktor Dudar (Banko).
Dorota Szwarcman
++ dobre
+ średnie
– złe