Archiwum Polityki

Jak Lech zamienił siekierkę na kropidło

Szczęśliwi, których nie nazwano agentami. Byłego prezydenta spotkało to ze strony Radia Maryja. Łatwo niektórym dostojnikom Kościoła wzywać go do umiaru, bo ich to nie spotkało. Ten prywatny motyw kampanii rozpoczętej przez Wałęsę nie zmienia jednak faktów. W serii otwartych listów i wypowiedzi Lech Wałęsa nazwał problem po imieniu: treści głoszone na antenie tej rozgłośni są „sprzeczne w opinii wielu autorytetów religijnych z duchem Ewangelii”, są przejawem tolerancji i aprobaty dla antysemityzmu i ksenofobii, wiarę traktuje się instrumentalnie, w tym nauczanie i osobę Ojca Świętego. Radio Maryja szkodzi obrazowi Polski i ośmiesza polski Kościół w świecie – twierdzi Lech Wałęsa.

Przed Wałęsą nie brakowało takich krytyk, ale wyjątkowa pozycja Lecha Wałęsy, katolika z maryjną plakietką w klapie, nadała sprawie nowy impet. Może jego „Basta!” skłoni wreszcie Kościół do reakcji. W Polsce mamy dobrze ponad stu biskupów. Ledwo kilku próbowało stanąć na wysokości zadania. Próbował prymas Glemp, biskupi Chrapek i Pieronek, ale dziś prymas i Pieronek nie grają w Episkopacie pierwszych skrzypiec, a Chrapek nie żyje. Duszpasterską troskę przejawia właściwie tylko abp Józef Życiński, który wsparł Wałęsę: „Styl Radia Maryja jest zaprzeczeniem chrześcijańskiej odpowiedzialności za słowo”. Ale Życiński akurat nie wszedł do powołanej w marcu 2002 r. grupy biskupów mających zająć się problemem Radia Maryja. Po pół roku pracy komisja ta, nazwana właśnie zespołem duszpasterskiej troski, wydała oświadczenie chwalące Radio Maryja za osiągnięcia ewangelizacyjne. Do zbadania strony ekonomiczno-finansowej uznała się za niekompetentną i zganiła... inne media za rzekomo antykościelne nastawienie. Trudno nie widzieć w tym dokumencie rozgrzeszenia rozgłośni ojca Ryzyka.

Polityka 9.2005 (2493) z dnia 05.03.2005; Komentarze; s. 16
Reklama