Archiwum Polityki

Życie na niby

+++

W „Krumie” wyreżyserowanym przez Krzysztofa Warlikowskiego, a firmowanym przez warszawskie Rozmaitości i krakowski Stary Teatr, jest wszystko, czego szukamy dzisiaj w teatrze. Mądry tekst sztuki izraelskiego dramaturga Hanocha Lewina, reżyser świadomy, o czym i za pomocą jakich środków chce rozmawiać z widownią oraz świetni aktorzy. „Czy czułeś kiedyś, że twoje życie jest nie w tobie, ale poza tobą, że jest dla ciebie ciężarem, jakby garb na plecach?” – pyta Kruma (Jacek Poniedziałek) Taktyka (Marek Kalita). Trafia w sedno – bohaterom sztuki, mieszkańcom prowincjonalnego miasteczka życie wyraźnie ciąży. Pobierają się, rodzą dzieci, poddają je religijnym rytuałom, ale wszystko to jakby w półśnie, na niby, zamiast. Im życie się przytrafia, tak jak przytrafiają im się choroby i w końcu śmierć. W ten dotknięty paraliżem świat wchodzi Krum. Przed laty spróbował przed nim uciec, jednak „życia nie znalazł” i dziś z pozycji obserwatora śledzi tragikomiczną szamotaninę otaczających go ludzi. Zakochanej w nim bez wzajemności Trudy (Maja Ostaszewska), Tugatiego (Redbad Klynstra) przez całe życie usiłującego rozwiązać dylemat, czy ćwiczyć rano czy wieczorem, rozpaczliwie próbującej znaleźć faceta Dupy (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) czy ideału, jakim dla całego miasteczka jest Cica (Danuta Stenka) – jedyna, której udało się (jak się okaże, połowicznie) uciec z prowincji do wielkiego świata. Przedstawienie ma budowę klamry. Otwiera je i kończy scena rozpaczy Kruma po śmierci matki (Stanisława Celińska). Bo w tym utrzymanym w poetyce filmów Pedro Almodovara świecie, gdzie tragedia nieustannie miesza się z komedią i wszystko jest połowiczne i na niby, prawdziwy jest tylko ból.

Polityka 11.2005 (2495) z dnia 19.03.2005; Kultura; s. 58
Reklama