W siłę rosną populiści z LPR i Samoobrony. Maleje zaufanie do klasy politycznej i instytucji państwa. Spadła gotowość do udziału w wyborach. Partie populistyczne zostały przez większość polityków i mediów uznane za „równie dobre jak inne”. Ich radykalizmem oraz pogardą dla ograniczającego władzę, narzuconego przez demokrację prawnego i zwyczajowego gorsetu zaraziła się duża część polityków. Idąca do władzy opozycja bardziej wierzy w państwo, silne instytucje, twarde prawo i skuteczne represje niż w gwarancje wolności, prawa człowieka i rolę społeczeństwa.
W marszu od demokracji politycy poszli dalej niż ich elektoraty. PO zawraca ku demokracji, ale w komisji orlenowskiej wciąż trudno dostrzec jakościową różnicę między posłami LPR i Samoobrony, których elektorat jest antydemokratyczny (tylko po 30 proc. wyborców LPR i Samoobrony wierzy w wyższość demokracji), a przedstawicielami PO i PiS, których elektoraty są prodemokratyczne (53 i 55 proc).
Zatrute owoce historii
W kłopotach demokracji na ogół widzimy objaw polskiej specyfiki. I jest w tym wiele racji. Polacy są mniej ufni od niemal wszystkich Europejczyków (Duńczycy są trzykrotnie bardziej ufni, Amerykanie i Niemcy dwukrotnie). To jest duży problem. Bo zaufanie to podstawowy warunek działania demokracji i rynku. Demokracje i silne gospodarki rozwijały się w społeczeństwach bogatych i biednych, wielo- lub jednoetnicznych, katolickich i protestanckich, wykształconych i ciemnych, ale społeczeństwo obciążone słabym poziomem zaufania nigdy nie zbudowało dobrej demokracji ani efektywnego rynku.
Nieufność to nasz niewidzialny zatruty owoc historii, który pasie społeczną paranoję, teorie spiskowe i absurdalne oszczerstwa.