Prowadzony niedawno przed wrocławskim sądem proces trzech gangsterów, oskarżonych o wymuszenia finansowe i pobicia, wydawał się z góry przesądzony. Prokuratura dysponowała niepodważalnymi dowodami, których filarem były zeznania świadków, będących zarazem ofiarami grupy. Jednak na sali sądowej wszystko runęło w gruzy. Świadkowie nagle stracili pamięć. Zeznania złożone w śledztwie odwołali, tłumacząc to zdenerwowaniem, nieuwagą, złym zrozumieniem pytań i presją policjantów. Ostatecznie postępowanie umorzono.
Tego typu sytuacja to codzienność polskich sądów. Świadkowie nie widzą żadnego osobistego interesu w nadstawianiu karku w procesach groźnych przestępców. Ogólna, szlachetna idea działania na rzecz sprawiedliwości i praworządności zupełnie ich nie przekonuje, kiedy realniejsza jest obawa nawet o życie. – Wynika to zresztą nie tylko ze strachu przed zemstą ze strony oskarżonego, ale także choćby ze zobowiązań o charakterze towarzyskim – mówi adwokat Jacek Dubois. – Świadkowie bywają szantażowani i terroryzowani przez rodziny i przyjaciół oskarżonych – dodaje adwokat Jacek Kondracki. – Coraz częściej mamy do czynienia z sytuacjami, gdy świadkowie obawiają się zeznawać w trosce o własną skórę. Ostatnio miałem z tym do czynienia w głośnej sprawie FOZZ – potwierdza sędzia Andrzej Kryże.
Obawy zeznających wydają się całkowicie zasadne.
W dostępnych oskarżonemu aktach sprawy są wszystkie informacje na temat świadka: imię, nazwisko, adres. Rodzina oskarżonego i jego przyjaciele mają swobodną rękę w perswadowaniu świadkowi, że lepiej będzie, gdy powstrzyma się od zeznawania. Osoby mającej zeznawać nie trzeba zresztą pracowicie szukać. Ataki na świadków, obelżywe uwagi i groźby, nieprzystojne gesty – to zdarza się bardzo często.