Archiwum Polityki

Upadek Don Juana

Jan Kobylański – silny człowiek Polonii w Ameryce Łacińskiej – został obalony jednocześnie w Argentynie i w Polsce. To koniec, ale i początek problemów.

Podczas pierwszej podróży Krzysztofa Skubiszewskiego jako ministra spraw zagranicznych Trzeciej Rzeczypospolitej do Ameryki Łacińskiej, w 1991 r., w pobliżu ministra pojawił się niejaki Jan Kobylański – miejscowy działacz polonijny i zarazem człowiek zamożny. Patriota, w dodatku bogaty patriota, który ma silną pozycję w kraju zamieszkania (Urugwaj), to pozornie idealny kandydat na konsula honorowego RP.

Nasza dyplomacja poruszała się wówczas w Ameryce Łacińskiej trochę po omacku. Liczna na kontynencie Polonia (około miliona osób polskiego pochodzenia w Brazylii, ponad 50 tys. w Argentynie), podobnie jak większość Polonii na Zachodzie, była wobec placówek PRL nieufna, niektórzy omijali je szerokim łukiem, dyplomatów uważano za szpiegów i agentów, z kolei pracownicy placówek również obawiali się kontaktów z „reakcyjną emigracją”. Po 1989 r. lody zaczęły topnieć, postanowiono także reaktywować instytucje konsulów honorowych, których obecnie jest ponad 120. Powinny to być osoby wpływowe, cieszące się prestiżem, związane z Polską (acz niekoniecznie Polacy), które mogą „bywać”, reprezentować, być pomocne np. przy organizacji odczytu, wystawy czy pobytu delegacji przedsiębiorców z kraju.

W jaki sposób Jan Kobylański dochrapał się zaszczytnego tytułu konsula honorowego RP? Na ten temat istnieją dwie wersje. Z obu wynika, że Kobylański zgłosił się na ochotnika. Miał już doświadczenie, podczas dyktatury Stroessnera w Paragwaju, gdzie mieszkał w latach 50. i 60., został konsulem honorowym tego kraju w pobliskim Urugwaju. Po upadku Stroessnera nowy rząd Paragwaju pozbawił Kobylańskiego owego tytułu, był więc wolny i do dyspozycji swojej prawdziwej ojczyzny. Zaproponował więc ministrowi Skubiszewskiemu swoją kandydaturę (a także subwencję dla MSZ, którą minister odrzucił na miejscu), a jego otoczeniu wręczył nawet dokumenty, które miały potwierdzać, że jest atrakcyjnym kandydatem.

Polityka 13.2005 (2497) z dnia 02.04.2005; Kraj; s. 28
Reklama