Dwa lata temu plany podboju szczytów i mało znanych ziem przepadły na zawsze w lawinie pod Rysami wraz z ośmiorgiem młodych ludzi z kierowanej przez nauczyciela wyprawy. Przepadały dalej w szpitalu, na cmentarzu, na sali sądowej i w proszkach uspokajających. Żaden dumny Mont Blanc ani tajemnicza Laponia, tylko małe mieszkanie po ojcu na górniczo-hutniczym Osiedlu A w Tychach, gdzie z fresków na ścianach bloków patrzą kobiety z kilofami w rękach, a nocami śpiewają bezrobotni.
Mirosław Szumny przejeździł dwa lata do sądu w Katowicach na własny proces, w tym cały rok 50 urodzin. Groziło mu 8 lat więzienia. W marcu 2005 r. dostał rok w zawieszeniu.
Tatry, niedziela
Jeśli mowa o wychowaniu młodzieży, wycieczki po to są. Znika bariera szkolna. Każdy ma głos w dyskusji, byle merytorycznie. Wiąże się komuś but. Poprawia się plecak. Ustawia przysłonę w aparacie fotograficznym. Bezpośredniość. Czas leci błyskawicznie. Niezauważalnie.
Same młode chłopaki i dziewczyny. Licealiści i studenci. Muszą iść sprawdzić się z tymi górami. I pierwszego dnia idzie grupa z Tych na Rysy i wraca. Jest herbata w schronisku Morskie Oko i opowieści. Tylko Radek pękł. Lazł i gadał, że wytrzymuje. A pół godziny przed szczytem mówi, że koniec. To profesor Szumny na to, że wszyscy mają wracać. Nie ma zostawania. Chłopaki się denerwują, bo szczyt już widać. Energia ich rozpiera. Szumny mówi do Mirka: ty się lepiej, chłopie, wypisz ze szkoły, bo cię zabiją. Normalnie masz przerąbane. Albo, mówi, wiesz co? Tu jest głaz, zostajesz tu. Dostajesz termos, kanapki, karimatę. Siedzisz na dupie i czekasz, tak? Mirka się zabiera idąc z powrotem i wraca się bezpiecznie.
Profesor Szumny wspina się ponad 30 lat. Prowadzi w liceum klub górski PION. Pisuje do prasy fachowej: „Geografii w szkole”, „Świata nauki”, „Wiedzy i Życia”, „Kwartalnika Pedagogicznego”.