Archiwum Polityki

O potrzebie i zgrozie utopii

W psychologii modne zrobiło się teraz pojęcie „przekonania”. Żywisz wiele błędnych przekonań na temat siebie i otaczającego cię świata i stąd twoje frustracje, stresy, a w następstwie choroby – słyszy obecnie pacjent od psychoterapeuty. Dręczysz się, irytujesz, wściekasz, wpadasz w depresję. Wydaje ci się, że fakty dostarczają ci do tego powodów. A to nie fakty, to twoje myśli na temat faktów.

Toksycznych przekonań człowiek na swoją zgubę produkuje nieraz dziesiątki w ciągu dnia. Ustawicznie popada w rozmaite przeświadczenia: szef mnie nienawidzi, podwładni lekceważą, żona na pewno zdradza, dziecko się narkotyzuje. Jeszcze głębiej siedzą w nas przekonania – powiedzieć można – fundamentalne. Myślisz od małego: muszę być we wszystkim doskonały lub przeciwnie – nic mi się i tak nie uda. Jedno i drugie zatruwa i osłabia. Ambicjusz, prąc od sukcesu do sukcesu, nie zauważa, że każdy brak sukcesu staje się dla niego porażką i straszliwie katuje się domniemanymi klęskami, zwycięstw nie zauważa. Utalentowana matematycznie blondynka, której wtłoczono przekonanie, że jest tylko słodką blondynką, nie zrobi doktoratu z teorii chaosu, ale będzie usychać z goryczy, że nie zrobiła.

Albo takie bardzo powszechne przekonanie: dzieci muszą mieć lepiej i zajść dalej niż rodzice. Ileż osób w młodości straszliwie się spręża, by zaspokoić (prawdziwe lub domniemane) oczekiwania swoich rodziców i wypala się w nerwicy szkolnej. Ilu dorosłych (świadomie lub nie) molestuje oczekiwaniami swoje dzieci. A kto w ogóle powiedział, że one muszą być lepsze w życiowym wyścigu? I kto na pewno wie, co to jest „lepiej”?

Wściekamy się również grupowo, irytujemy, dręczymy, popadamy w tak zwane spadki nastrojów społecznych, bo jest niesprawiedliwie, nierówno, bo rzeczy biegną nie tak, jak sobie wyobrażaliśmy.

Polityka 17.2005 (2501) z dnia 30.04.2005; Społeczeństwo; s. 92
Reklama