Pierwsze wrażenie widza może być takie, iż reżyser „Obłędu” Anglik John Maybury miał kilka pomysłów na film i jeszcze w trakcie realizacji nie wiedział, na co się ostatecznie zdecydować. Najpierw mamy bowiem prolog utrzymany w konwencji kina wojennego: w czasie pierwszej wojny irackiej sierżant Jack Starks zostaje ranny w głowę. Po czym akcja przenosi się do Vermont, gdzie akurat jest fotogeniczna amerykańska zima. Starks pomaga napotkanej na odludziu kobiecie z dzieckiem naprawić samochód, następnie zatrzymuje auto, którym samotny mężczyzna jedzie w kierunku Kanady. Nieznajomy zabija policjanta, podejrzenie pada zaś na młodego weterana wojny irackiej. Jako osobnik cierpiący na amnezję nie trafia do kryminału, lecz do szpitala psychiatrycznego. Jak jest psychiatryk, to zaraz mamy skojarzenia z „Lotem nad kukułczym gniazdem”, i tu jest podobnie. Zamiast okrutnej siostry jest jednak diaboliczny doktor, który nowego pacjenta faszeruje chemią, a następnie umieszcza w szufladzie w kostnicy. Tam Jack Starks „odlatuje” w przeszłość, ale i w przyszłość: jest 1992 r., on zaś już bierze udział w wydarzeniach, które nastąpią dopiero w 2007 r.! Co tu jest rzeczywistością, co dzieje się w imaginacji chorego i kim on jest naprawdę? Obawiam się jednak, że niewiele dobrego wyniknie z rozwiązania tej skomplikowanej szarady. Pozostaje więc oglądanie przyzwoicie zrealizowanego filmu, z dobrymi zdjęciami, montażem i aktorami. W roli głównej występuje znany z „Pianisty” Adrien Brody, partneruje mu Keira Knightley („Król Artur”, „Piraci z Karaibów”), która tym razem wygląda mniej ładnie, ale gra lepiej.