Katedrę w Clermont-Ferrand wypełniał tłum biskupów, wielmożów, rycerzy i ludu. Przybyli, by wysłuchać papieża. Urban II uchodził za wspaniałego mówcę, a do tego był wysoki i przystojny – radość patrzeć. Zrobił się taki ścisk, że postanowiono wynieść tron papieski na podium ustawione poza miastem. Cóż takiego chce Urban obwieścić światu chrześcijańskiemu na koniec synodu, który zwołał do Clermont w listopadzie 1095 r.?
Urbana powołano na tron św. Piotra osiem lat wcześniej. Był przedtem opatem benedyktyńskiego klasztoru Cluny, słynnego ośrodka reform kościelnych. Ówczesna zachodnia Europa, mimo waśni i wojen, zrastała się w jeden organizm właśnie wokół papiestwa. Prymatu papieża nie chciało jednak uznać chrześcijańskie cesarstwo bizantyjskie ze stolicą w Konstantynopolu. Oba zaś odłamy świata chrześcijańskiego – łaciński (rzymski) i grecki (bizantyjski) – borykały się na różnych frontach z potęgą islamu. Rosnący w siłę Turcy niemal rzucili na kolana Bizancjum, któremu zadali sromotną klęskę w bitwie pod Mantziker (1071 r.) i odebrali Azję Mniejszą. Zajęli też Jerozolimę – święte miasto mieszczące Grób Chrystusa.
W drodze na zjazd do Clermont-Ferrand Urban II nasłuchał się od rodaków Francuzów mrożących krew w żyłach opowieści. Wynikało z nich, że dostęp chrześcijańskich pielgrzymów do Ziemi Świętej stał się niemożliwy. A choć takie pielgrzymki były bardzo uciążliwe i niebezpieczne, chrześcijanie z całej Europy często wyprawiali się do Palestyny, Syrii i Egiptu; jedni, by odwiedzić święte miejsca swojej religii, na czele z Grobem Pańskim, drudzy – by przyłączyć się do tamtejszych wspólnot mnichów. Ziemia Święta tętniła chrześcijańskim życiem różnych obrządków.
Kontakty te nie ustały po podbojach arabskich. W IX w. posłowie kalifa bagdadzkiego wręczyli nawet królowi Franków symboliczne klucze do Bazyliki Grobu Pańskiego.