Do zainteresowania mediów Stefan Hambura niby zdążył się przyzwyczaić, ale z drugiej strony wciąż jest podejrzliwy. Nie jest tajemnicą, że działalność berlińskiego adwokata i głoszone przez niego poglądy nie są po drodze z pojednawczą wobec Niemiec linią polskiego rządu.
Ostatnio znowu mógł sobie narobić wrogów. Wystąpił jako pełnomocnik Izabeli Brodackiej – pierwszej Polki, która zwróciła się do niemieckiego sądu o odszkodowanie za cierpienia spowodowane uwięzieniem jej ojca w Auschwitz. Wniosek pani Brodackiej w pierwszej instancji został odrzucony. – Jedynie trudne sprawy są wyzwaniem – podkreśla 44-latek ubrany w trzyczęściowy garnitur i ekscentryczne staroświeckie okularki. A ta sprawa jest bardzo trudna.
– Roszczeń ze sfery prawa humanitarnego dochodzi się zasadniczo za pośrednictwem państw, dlatego niemieckie sądy próbują sprawę zamknąć na wstępie, bez rozstrzygnięć merytorycznych – tłumaczy prof. Mariusz Muszyński, specjalista z zakresu prawa międzynarodowego, prywatnie znajomy Hambury. Wnioski o odszkodowania za straty majątkowe, takie jak przygotowywane przez Niemców, mają większe szanse na sukces, bo dotyczą własności, czyli praw podstawowych, których można dochodzić indywidualnie.
Ale Izabeli Brodackiej nie interesowała rekompensata za utracony w czasie wojny majątek. Chciała nadać formę prawną moralnym pretensjom, które narastały w niej, od kiedy uaktywniła się Erika Steinbach. Pomyślała o współpracy z Hamburą, bo regularnie czytała jego teksty prawnicze na łamach „Rzeczpospolitej”. Przypadła jej do gustu logika wywodu. – Fachowiec bez ideologicznych uprzedzeń. Rzeczowy, zwięzły i niebywale inteligentny – zachwyca się pani Brodacka i podkreśla, że Hambura dodatkowo ujął ją brakiem poprawności politycznej, której ona szczerze nie znosi.