Dobrym amerykańskim obyczajem byli prezydenci tego kraju po opuszczeniu urzędu nie rozglądają się za jakąś intratną posadą, lecz przez resztę aktywnego życia poświęcają swój czas i energię kwestiom ważnym – walczą z AIDS, pracują nad pojednaniem zwaśnionych narodów lub budują domy dla bezdomnych. W duchu tej tradycji, kiedy cała Polska świętowała rocznicę Konstytucji 3 maja, William Jefferson Clinton (popularnie zwany Billem) pojawił się w publicznej szkole nr 128 na Manhattanie w towarzystwie trzech przedstawicieli Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego, by przemówić do młodzieży w sprawie wielkiej wagi – ich wagi. Kierowana przez niego Fundacja Clintona zdecydowała właśnie połączyć swe siły z American Heart Association i zrobić coś, by zapobiec dalszemu przybieraniu na wadze amerykańskiej młodzieży. Ostatnio nadwaga i otyłość stały się naprawdę poważnym problemem zdrowotnym Ameryki. Przed dwoma laty narodowe instytuty zdrowia ogłosiły, że otłuszczenie społeczeństwa (65 proc. Amerykanów cierpi na nadwagę lub otyłość) przybrało rozmiary epidemii i władze federalne rozważają utworzenie nowego instytutu badawczego poświęconemu temu problemowi. Wszyscy są zgodni, że obyczaje kulinarne i styl życia kształtują się we wczesnej młodości i to właśnie amerykańskie dzieci są najbardziej zagrożone tą plagą.
Trudno sądzić, że wybór przez Clintona nowej życiowej misji był przypadkowy. Jak wyznał uczniom szkoły nr 128, gdy był piętnastolatkiem i liczył sobie 176,5 cm wzrostu, ważył ponad 95 kilo. Potem trochę podrósł (jeszcze 10 cm) i już w czasie kampanii wyborczej i prezydentury wyglądał lepiej, ale waga ulegała niebezpiecznym wahaniom. W 1991 r. wynosiła 102,5 kg, w 1997 r. spadła zaś do 89 kg. Wahania takie nie służą zdrowiu i dowodzą nieprzestrzegania regularnej i zdrowej diety – co w przypadku Clintona skończyło się dwiema ciężkimi operacjami serca.