Student ma 25 lat, nazywa się Marcin Tylicki. Jego aresztowanie od początku budziło emocje. Przede wszystkim dlatego, że był społecznym asystentem posła Józefa Gruszki, przewodniczącego komisji śledczej ds. Orlenu. Ale niektórzy wysuwali tezę, że to prowokacja ABW, aby skompromitować Gruszkę i całą komisję. Roman Giertych zasugerował ostatnio, że cała prokuratura warszawska, zajmująca się tą sprawą, powinna zostać odwołana. Zbigniew Wassermann poddaje pod rozwagę koncepcję, czy aby nie jest to rosyjska prowokacja wobec komisji śledczej. Niewykluczone zresztą, że naciskana prokuratura zgodzi się wkrótce na zwolnienie Tylickiego z aresztu.
Za szpiegostwo grozi mu do ośmiu lat więzienia. Ale żeby być szpiegiem, trzeba mieć wiedzę, dostęp do tajnych informacji, umiejętnie maskować swoją działalność.
Jeden z tygodników napisał jeszcze w marcu, że Tylicki spotykał się z oficerem rosyjskiego wywiadu Semenem Susłanowem (w rzeczywistości Sustawowem) pod Kolumną Zygmunta w Warszawie. Nawiązywali kontakt wzrokowy i potem szli do jednej ze staromiejskich knajp. Szpiedzy nigdy zwyczajnie nie patrzą na siebie, ale właśnie nawiązują kontakt wzrokowy. Tygodnik miał informacje z ABW. Podczas pierwszych przesłuchań Tylickiego kwestia kontaktu wzrokowego faktycznie była mocno eksploatowana. Oficerowie chcieli wiedzieć, jak dochodziło do spotkań. – Gdzie się umawialiście? – pytali. Marcin grzecznie odpowiadał: – Na placu Zamkowym. – Jak się rozpoznawaliście? – drążyli funkcjonariusze. – Rozglądałem się i dostrzegałem Semena, on mnie też – wyjaśniał Marcin. I tak okazywało się, że obaj nawiązywali szpiegowski kontakt wzrokowy.
Rosjanin Semen Sustawow był III sekretarzem ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie.