Spośród partyjnych kramów z kiełbasą wyborczą najszerszą ofertę prezentuje niewątpliwie SLD. Zainteresowanym grupom na pewno się spodoba, co – jak liczą autorzy – przełoży się na wyniki sondaży, ale całej reszcie grozi poważną niestrawnością, czyli co najmniej kilkuprocentowym wzrostem bezrobocia. Chcąc pochylić się nad biednymi, partie – gdyby projekty ustaw weszły w życie – pozbawiłyby szans na pracę jeszcze biedniejszych.
Posłowie ze szczególnym entuzjazmem zajęli się rozmontowywaniem zreformowanego systemu emerytalnego. Projekt, firmowany przez Ryszarda Zbrzyznego (OPZZ), usiłuje sporej grupie osób, objętej już nowym systemem, przywrócić prawo do wcześniejszych emerytur. Czyli przywilej, który kończy się w 2006 r., przedłużyć o kolejne pięć lat. W skrajnych przypadkach oznaczałoby to, że kobieta mająca dwudziestoletni staż pracy w szkodliwych warunkach może przejść na emeryturę już w wieku 38 lat, podczas gdy obecnie – 55. Wiadomo, że – zgodnie z ideą nowego systemu – świadczenie takiej osoby będzie niesamowicie niskie. Więc poseł Zbrzyzny proponuje dołożyć z kieszeni podatników, co kosztowałoby około 5–6 mld zł.
Jeszcze hojniejszy jest projekt Tadeusza Motowidło ze Związku Zawodowego Górników, który chce, aby ze zreformowanego systemu wyłączyć górników oraz tych, którzy pracują przy przeróbce węgla. Oznacza to, że na ich emerytury muszą się złożyć inne grupy, gdyż górnicze składki na ZUS na to nie wystarczą. Projekt Motowidły przedłuża też możliwość przechodzenia na wcześniejsze emerytury aż do 2020 r. A co mu tam, ze swojego nie daje. Za ten rodzaj kiełbasy wyborczej zapłacilibyśmy – jak liczy Ministerstwo Polityki Społecznej – co najmniej kilkadziesiąt miliardów złotych. Składki emerytalne dla beneficjentów pozostałyby bowiem na obecnym poziomie.