Miałam 12 lat, był pierwszy dzień szkoły. Szłam w stronę drzwi wejściowych, gwałtownie szarpnęłam za klamkę. Poczułam, że nogi stają się jak z waty: od palców, przez kolana, aż po biodra. Wywieziono mnie z tej szkoły na wózku i już tam nie wróciłam. Po latach rehabilitacji i tułania się po sanatoriach mam w papierach wpisane: „Porażenie kończyn dolnych” – mówi 22-letnia Agnieszka Bartczak, najlepsza polska tenisistka na wózku. – To już ponad 10 lat, więc najgorszy kryzys mam za sobą. Owszem, są okoliczności, które mnie zniechęcają. Gdy w nocy jadę pustym tramwajem i nie mogę z niego wysiąść, bo nie ma kto mnie znieść. Nieprzyjemne są też późne powroty do akademika, gdy wspinam się na wózku po podjeździe bojąc się o swoją głowę, bo studenci często wyrzucają butelki przez okna albo pijani załatwiają tam swoje potrzeby. Czy słynna Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu: schody przy wejściu, schody do wypożyczalni, schody do czytelni. Uważam jednak, że jestem fuksiarą w życiu.
Najlepszy polski tenisista na wózku Tadeusz Kruszelnicki (piąty na świecie) stracił nogę, kiedy miał 16 lat. „Młóciliśmy z ojcem zboże na maszynie. Noga wpadła tam, gdzie są sztyfty i ucięło ją 6 cm nad kolanem”. Druga rakieta polskiej drużyny Piotr Jaroszewski uległ wypadkowi, kiedy jako student AWF z radości, że oboje z żoną zaliczyli kolejny rok, a ponadto on dostał wizę amerykańską, wykonali bieg szczęścia po mieszkaniu i – niestety – po balkonie. Potknięcie skończyło się tragicznie. Wypadli z balkonu, żona zginęła, a pan Piotr został inwalidą.
Amerykanin Stephen Welch, najlepszy tenisista w tej kategorii na świecie, przeszedł chorobę kości, w wyniku której jedna noga jest znacznie słabsza od drugiej.