Archiwum Polityki

Wszystko jest jazzem

Na tegorocznych Warsaw Summer Jazz Days wystąpili między innymi Jan Garbarek i zespół Naked City Johna Zorna. Garbarka z Zornem łączy tylko to, że obaj są saksofonistami, poza tym dzieli wszystko. I nic dziwnego – dzisiejszy jazz obejmuje najróżniejsze formuły muzyczne, niekiedy bardziej od siebie odległe niż filharmonia od dyskoteki.

Zespół Naked City ma w swoim dorobku między innymi płytę „Torture Garden”, nagraną w 1989 r. Trwa ona niespełna pół godziny, na które składają się – bagatela! – 42 utwory. Podobno przed nagraniem każdego z tych kawałków muzycy oddawali się medytacji, kumulowali energię, by ta w jednakowym dla wszystkich momencie mogła eksplodować. Rzeczony album stał się niemal fetyszem dla miłośników frenetycznego rocka, zwłaszcza tak zwanego nowego metalu, natomiast bardziej konserwatywni fani jazzu uznali ją za kolejny wybryk Johna Zorna, artysty, który 20 lat temu, zyskawszy sławę bardzo dobrego saksofonisty, postanowił wejść na ścieżkę radykalnej awangardy.

Tenże Zorn w 1995 r. założył w Nowym Jorku wytwórnię płytową Tzadik, w której wydawał między innymi płyty wykreowanych przez siebie formacji Masada i Bar Kokhba, nawiązujących do tradycyjnych wzorców muzyki żydowskiej. Oba zespoły mieliśmy okazję widzieć i słyszeć parę lat temu na Warsaw Summer Jazz Days. Przyjęto je z aplauzem, ale w kuluarach nie zabrakło opinii, wedle których to, co grały, bardzo umownie mieści się w „jazzowym idiomie”. Podobnie było z innymi gwiazdami awangardy promowanej w Polsce przez organizatora Warsaw Summer Mariusza Adamiaka – Billem Laswellem, Stevem Colemanem, Vernonem Reidem czy japońską grupą Altered States.

Na pewno więcej zrozumienia u jazzowych ortodoksów znajduje Jan Garbarek. Urodzony w Norwegii syn polskiego imigranta uchodzi za czołowego przedstawiciela jazzowej krainy łagodności. Jego saksofon, jak piszą krytycy, pieści ucho unikając dysonansów, zbyt dużej intensywności i szorstkości tonu. Garbarek znakomicie potrafił dopasować się do muzyki pianistycznego geniusza Keitha Jarreta, z którego zespołem przez pewien czas nagrywał i występował.

Polityka 27.2003 (2408) z dnia 05.07.2003; Kultura; s. 57
Reklama