W czasach, gdy biotechnologia z impetem się rozwija i coraz więcej dowiadujemy się o procesach zachodzących w uszkodzonych komórkach, uczeni powracają do starych idei z nadzieją, że uda im się lepiej je wykorzystać. Najlepszym tego przykładem są nowoczesne leki zwane przeciwciałami monoklonalnymi, które mają przed sobą przyszłość porównywalną z antybiotykami. Ich zasada działania przypomina zdalne naprowadzanie na cel (chociaż kształt cząsteczek tych leków kojarzy się raczej z prymitywną procą). I tak, jak antybiotyki uwolniły nas od większości śmiertelnych zakażeń, tak przeciwciała mają szansę pokazać swoją skuteczność w terapii wielu nieuleczalnych chorób – łącznie z rakiem. Znany hematolog prof. Jerzy Hołowiecki ze Śląskiej Akademii Medycznej nazywa je wizytówką współczesnej medycyny. Lista specjalistów upatrujących nadzieję w przeciwciałach monoklonalnych stale się wydłuża: to już nie tylko onkolodzy, diagności laboratoryjni, wirusolodzy, ale też reumatolodzy, gastrolodzy, alergolodzy.
Czym różnią się przeciwciała monoklonalne od tradycyjnych leków? Wielkim marzeniem lekarzy było zawsze precyzyjne trafianie we wroga, który niszczy zdrowe komórki. Czy to będą wirusy, bakterie, alergeny z powietrza (np. pyłki roślin lub domowy kurz), czy też komórki nowotworowe, które z winy niesprawnych genów wymykają się spod kontroli i zaczynają dzielić na potęgę – najlepiej byłoby wyeliminować je z organizmu. Obecnie jednak walka z najeźdźcą o wiele częściej przypomina dywanowy nalot na pozycje wroga, który zajął miasto z jego bezbronnymi mieszkańcami. Podawanie antybiotyku choremu na anginę wybija zarazki nie tylko w gardle, ale też dobroczynne bakterie w przewodzie pokarmowym. Gdy pacjent z rakiem otrzymuje tradycyjną chemioterapię – leki niszczą komórki guza, nie oszczędzając przy tym zdrowych tkanek (stąd np.