Archiwum Polityki

Szklana lipa

Po autorze trzech książek i finaliście nagrody Nike można się było spodziewać znacznie więcej. „Szklana huta” Daniela Odiji (1974) byłaby z pewnością interesującym debiutem, ale nie zrobi wrażenia na kimś, kto czytał poprzednie książki autora ze Słupska: „Ulicę” i „Tartak”. Bohaterami opowiadań z najnowszego zbioru Odiji są znów ci sami zwykli ludzie z małych miast: wujek Benek z wujkiem Mietkiem, rodzice i dziadkowie narratora, jego żona, koledzy, znajomi. Ta konsekwencja byłaby może nawet godna pochwały, gdyby towarzyszył jej rozwój technik pisarskich. Ale nic z tego: Odiji jest wygodnie w jego światku i nie próbuje niczym zaskakiwać czytelnika.

Czasem wpada na dobry pomysł, jak w opowieści o narodzinach córki („Historie prawdziwe”), na ogół jednak poprzestaje na beznamiętnym opisie zdarzeń i ludzi, którzy mogą się wydawać nieciekawi, ale to raczej autor nie znalazł sposobu, by zaciekawić nimi czytelnika. Choć próbował, czego dowodzą opowiadania, w których starał się choćby zawiązać jakąś fabułę. Np. bohaterem „Majorki” jest właściciel pubu, który po zatargu z mafią wyjeżdża na saksy, gdzie trafia do takiego samego swojskiego piekiełka jak w Polsce. Po powrocie do kraju kupuje przechodzonego Mercedesa i łapie się za handelek, lecz wkrótce samochód ginie razem z towarem. Na poszukiwanie auta wyruszają miejscowi policjanci („Geniusze”). Wkrótce bohater zapisuje się na kurs dla akwizytorów („Melisa”).

Byłoby to nawet ciekawe, gdyby ku czemuś zmierzało. Ale właśnie nie zmierza; książka sprawia wrażenie skleconej ze ścinków, nie układa się w żadną przekonującą całość. Odija musi się chyba poważnie zastanowić, o czym i jak napisze następną książkę.

Daniel Odija, Szklana huta, Wydawnictwo Czarne, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, s.

Polityka 21.2005 (2505) z dnia 28.05.2005; Kultura; s. 70
Reklama