Białoruska opozycja nigdy nie była silna. Kłócono się i dzielono z prawdziwą lubością. Skutki są rozległe. Zaniedbano programy, liderzy są nieznani, bo brakuje im cech przywódczych, a społeczeństwo nie darzy zaufaniem partii, ponieważ nic o nich nie wie. Analitycy zwracają uwagę, że rozdrabnianie partii politycznych było celowe, odbywało się za sprawą prezydenta i przy udziale służb specjalnych, a stan i obraz sceny politycznej jest poważnym sukcesem Łukaszenki.
Prezydent Łukaszenko słynie z tego, że szuka wroga, bo musi z kimś walczyć. Teraz wrogami stali się Polacy, a antypolska atmosfera staje się coraz bardziej odczuwalna. Bezpośrednim pretekstem był zjazd i wybory w Związku Polaków na Białorusi, które przebiegły niezgodnie z oczekiwaniami Łukaszenki. Nowi liderzy organizacji nie zamierzają reprezentować jego polityki. Z tego powodu prezydent publicznie obrugał polską ambasadę, zarzucając jej próby destabilizacji państwa.
Wróg wytropiony
Ministerstwo sprawiedliwości Białorusi uznało, że zjazd Związku naruszył procedury demokratyczne, przez co stał się nielegalny, a wybrane władze nie mają mandatu. Przywrócono poprzedni zarząd, nakazano przeprowadzenie ponownych wyborów, chcąc restauracji starego, przychylnego reżimowi układu. Polski MSZ wezwał ambasadora Białorusi w Warszawie i wyraził ostry sprzeciw wobec „skandalicznej ingerencji władz w wewnętrzne sprawy Związku Polaków”. Tego samego dnia białoruski MSZ kazał opuścić Mińsk pierwszemu sekretarzowi polskiej ambasady Markowi Bućce. Polska odpowiedziała uznaniem za persona non grata zastępcę amabsadora Białorusi w Warszawie. To już dyplomatyczna wojna; trudno przewidzieć, czym się zakończy. Tymczasem telewizja białoruska wyemitowała film sugerujący, że ambasada RP bierze udział w destabilizowaniu kraju i szerzeniu waśni narodowych.