Archiwum Polityki

Mówię spoko i nara

Rozmowa z Zofią Chądzyńską, tłumaczką literatury iberoamerykańskiej

Niedawno obchodziła pani swoje 91 urodziny. Ale starość opisała pani już w swej pierwszej książce „Ślepi bez lasek”.

Podzieliłam wówczas życie na trzy okresy: dzieciństwo, młodość z dojrzałością oraz starość. Wyobrażałam ją sobie wówczas jako łagodną i spokojną, jako czas, kiedy niczego się już nie pragnie i nic nie może już sprawić zawodu. Dopiero dziś widzę, jaka byłam naiwna. Starość daje równocześnie uczucie niedosytu i przesytu. Na niczym już człowiekowi nie zależy i ma wszystkiego powyżej uszu. Starość jest obrzydliwa i okropnie męcząca.

To co w takim razie zajmuje pani czas?

Chadzam do kina i oglądam „Pianistę”, „Zemstę” czy „Dzień świra”. Ten ostatni zresztą najbardziej mi się podobał. Kondrat w tym filmie to rzeczywiście kompletny świr. Taki, jakimi wszyscy po trosze jesteśmy. Świr żyje w świrowatym świecie, w którym nie obowiązują żadne kryteria i który napawa strachem. Jest nieprzewidywalny w negatywnym znaczeniu tego słowa. W każdym miejscu i o każdym czasie można spodziewać się najgorszego.

A praca już nie?

Nie, niektóre organy odmawiają mi posłuszeństwa. Często drżą mi ręce, mam kłopoty z oczami. Niedawno chciałam sobie sprawić laptop, myślałam, że będzie łatwiej. Ale nie było. Szkoda, bo chętnie bym napisała książeczkę o Ukrainkach. Od paru lat mam w domu opiekunkę, właśnie z Ukrainy. Okazuje mi tyle serca, ciepła i bezinteresowności, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Dzięki niej poznałam wiele innych Ukrainek i wszystkie były podobne. Uczciwe, pracowite, serdeczne. No, ale to się chyba już nie uda, bo dyktować nie potrafię. Sprawdziłam. Zaś ten laptop interesował mnie również z innego powodu. Chciałam za jego pomocą dowiedzieć się, co to Internet i jak to działa, tyle się teraz o tym mówi, ale kiedy przyniesiono mi to urządzenie do domu, okazało się, że nie daję sobie rady.

Polityka 16.2003 (2397) z dnia 19.04.2003; Społeczeństwo; s. 100
Reklama