Archiwum Polityki

Mgły nad Wołyniem

Polakom i Ukraińcom trudno się rozmawia o tym, co stało się na Wołyniu przed sześćdziesięciu laty. W akcji, eufemistycznie zwanej depolonizacją, zginęło 50–60 tys. naszych rodaków. Czy powiemy sobie o niej pełną prawdę?

Co do faktów historycy mają pewność: w 1943 r. wołyński dowódca banderowskiej UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii) Kłym Sawur wydał rozkaz zlikwidowania polskiej ludności zamieszkującej 11 powiatów województwa wołyńskiego: mężczyzn, kobiet, dzieci, starców. Pomysłowi, akceptacji i wykonaniu rozkazu sprzyjała ideologia narodowego nacjonalizmu wyznawana przez OUN (Organizację Ukraińskich Nacjonalistów) i UPA: że w imię narodu można uczynić wszystko, nawet zabijać. Tym bardziej gdy – jak na Wołyniu – ludność polska zamieszkiwała tereny etnicznie ukraińskie i stanowiła 16 proc. mieszkańców. Było to jednak wystarczające zagrożenie dla Ukraińców. Polacy dążyli bowiem do odzyskania niepodległości w przedwojennych granicach, a Ukraińcy do stworzenia własnego państwa na tych samych ziemiach. Polacy chcieli, aby Ukraińcy poparli ich dążenia w zamian za autonomię narodową i kulturalną. Ukraińcy proponowali dokładnie to samo. Trwał spór o Lwów. Zdaniem historyka Grzegorza Motyki, wybitnego znawcy wołyńskich wydarzeń, żadna ze stron nie chciała, a nawet nie mogła ustąpić. Konflikt polsko-ukraiński był więc nie do uniknięcia. Ale nie musiał zaciążyć na nim rozkaz Sawura, nie musiało dojść do rzezi. UPA zdecydowała zlikwidować wszystkich, którzy przeszkadzali wolnościowej partyzantce. Hasło „Nie będzie Polaków, nie będzie problemów na Wołyniu” zostało zrealizowane w najkrwawszej z możliwych formie. 11 lipca 1943 r. rozpoczęto masowe mordy, nazwane eufemistycznie depolonizacją Wołynia.

Część historyków z zachodniej Ukrainy, podobnie jak wielu polityków i ich sympatyków, woli przemilczeć sprawę wołyńskiej tragedii lub mówić o istnieniu dwóch prawd o Wołyniu, polskiej i ukraińskiej.

Polityka 18.2003 (2399) z dnia 03.05.2003; Historia; s. 70
Reklama