Archiwum Polityki

Azyl w zoo

Jak to mawiał pewien utytułowany przemądrzalec: – Kiedy rozszyfrowałeś, kim są Oni, nie musisz już wydawać na psychiatrę.

Czasy takie, że nie budziłoby zdumienia, gdyby ktoś poprosił o azyl w zoo. Też można spotkać tam „towarzystwo”, ale przynajmniej niegadatliwe. W zoo lew to lew, król pustyni, a nie aluzja. Albo słoń: wie, że jest trąbalski, więc nie wszczyna bójki przed Sejmem. Psy dingo nie nadają się do tego, by wieszać je na znajomych. Hiena, uśmiechnięta niczym bohaterowie sitcomu, zachowuje się zgodnie z sentencją: o zmarłych dobrze albo wcale. Czy szakal zasiadał w jakiejkolwiek komisji? Czy skunks zapewniał kogokolwiek, że chodzi mu o oczyszczenie atmosfery? Czy kangur wyposażony przez naturę w okazałą kieszeń jest łapownikiem? Wąż wijący się i oślizgły nie udaje, że z niego przyjemniak. Żmija nie przekonuje publiczności, że od maleństwa była jaroszką. Małpy nie są zawistne – nie zazdroszczą krewnym, że wyszli na ludzi. Azyl w zoo to pomysł sensowny: obyczaje mniej dzikie, piekiełko nie tak straszne. W tym piekle Rokita nie tkwi w szczegółach. No i nie tną jak uprzykrzone muchy ploty. Równie dobrze czujące się w gmaszyskach ważnych urzędów, zbłękitniałych wieżowcach, lokalach, których kategoria wyższa jest od kategorii bywalców i w prywatnych mieszkaniach, gdzie najinteligentniejszy bywa telewizor.

Zdaje się, że przechodzimy teraz przyspieszony kurs plotki; powtórkę z całej historii gatunku. A jest to szacowna staroć. Jeśli wierzyć starożytnikom, Egipt był wylęgarnią plotek. Huczało od nich w piramidach.

– Jak się odwinę! – rozeźliła się mumia Ramzesa, słysząc co o niej wygadują.
– Lepiej się nie odwijaj – uciszył ją stróż grobowca, któremu nie chciało się zawijać z powrotem kilometrów płótna nasączonego olejkami.

Polityka 19.2003 (2400) z dnia 10.05.2003; Groński; s. 93
Reklama