Dlaczego w Polsce są afery? Dlatego, że są we wszystkich demokratycznych państwach (w totalitarnych również, ale tam pozostają przeważnie nieujawnione). A dlaczego tak się dzieje? Dlatego (pozostajemy przy demokracjach), że przedstawiciele ludu są jego odbiciem. Że jednak władza i przenikająca się z nią mamona deprawują, więc, co logiczne, procent złodziei, oszustów i karierowiczów jest wyższy w elitach politycznych niż wśród ogółu społeczeństwa.
Można by tu zapewne nawet wypracować jakiś w miarę obiektywny przelicznik: % nieuczciwych obywateli x N = % nieuczciwych posłów. Zależność ta tłumaczy powody, dla których w państwach, których obywatele wyżej cenią wartości obywatelskie, jak np. Islandia czy Norwegia, ilość afer jest relatywnie mniejsza. Natomiast tak zwana młodość demokracji, często przywoływana w Rzeczypospolitej, nie ma z tym nic wspólnego.
We Francji mającej paropokoleniową tradycję demokratyczną ukazał się niedawno swoisty leksykon afer. Jest to po prostu lista alfabetyczna polityków z adnotacją przy każdym, o co był w swoim czasie słusznie czy niesłusznie podejrzewany lub oskarżany. Obejmuje niemal wszystkich. W ostatnich tygodniach prasa pastwi się nad aferą szczególnie obrzydliwą. Oto parę prostytutek zeznało, że Dominique Bodis – baron prawicy, były mer Tuluzy, aktualnie zaś nadzorca telewizji – brał udział razem ze współpracownikami w sadystycznych orgiach, podczas których panienki były bestialsko torturowane i gwałcone. Jeżeli nawet mamy do czynienia z prowokacją i pomówieniami, to wyszło przy okazji na jaw, iż policja tuluzańska przymykała oczy na rzeczy potworne, a między innymi, co wykazały dopiero ekipy z zewnątrz, umorzyła skandalicznie przedwcześnie (a nawet starała się sfałszować) śledztwo w sprawie morderstw na paru córach Koryntu.