Na swoją kolejkę w Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu czeka blisko 500 osób z Polski. Minister sprawiedliwości określił zaległości sądowe na 2 mln spraw. Jeżeli nawet, jak się szacuje, tylko co dziesiąty pokrzywdzony przewlekłością złoży skargę, to sądy czeka kolejny napływ spraw i szeroki strumień żądań odszkodowawczych.
„Nagromadzenie spraw nie może być usprawiedliwieniem, państwa mają bowiem obowiązek zorganizowania systemu sądowego w sposób pozwalający skutecznie wypełnić zobowiązania wynikające z konwencji. Nie mogą one bronić się warunkami społeczno-ekonomicznymi, w których działa system wymiaru sprawiedliwości”. Takie jest stanowisko Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który od 10 lat kontroluje także wyroki polskiego sądownictwa.
Według przygotowywanej ustawy, do 10 tys. zł będzie mógł otrzymać od państwa polskiego interesant sądowy, który padł ofiarą wlokącego się procesu karnego czy cywilnego albo czekający zbyt długo na egzekucję wyroku. Wystarczy wnieść stuzłotową opłatę sądową i złożyć do sądu odpowiednie podanie. Na taką desperacką propozycję ustawową zdobyło się Ministerstwo Sprawiedliwości. Dlaczego forsuje ten projekt? Uważa się, że będzie to rozwiązanie oszczędniejsze niż wykonywanie werdyktów Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka, który za przewlekłość sądową nakazuje dziś płacić znacznie więcej (nieraz parokrotnie).
Sto złotych opłaty sądowej to nie jest żadna bariera zapobiegawcza. Ile to będzie kosztować państwo polskie – nie wiadomo, ponieważ wyliczenie skutków tej ustawy nie jest jeszcze gotowe. Czy możliwość przyznawania skromnych odszkodowań przez sądy polskie rzeczywiście zniechęci do roszczeń kierowanych do Strasburga? Nie sądzę. Petenci sądowi we Włoszech mają już od dawna prawo do takiej skargi w kraju, a mimo to z odwołań do Strasburga szeroko korzystają.