Gdy Mały Książę podczas swych podróży na sąsiednie planety spotkał Pijaka, spytał:
– Dlaczego pijesz?
– Aby zapomnieć – odpowiedział Pijak.
– O czym zapomnieć? – zaniepokoił się Mały Książę, który już zaczął mu współczuć.
– Aby zapomnieć, że się wstydzę – powiedział Pijak, schylając głowę.
– Czego się wstydzisz? – dopytywał się Mały Książę, chcąc mu pomóc.
– Wstydzę się, że piję.
Ten sam obłędny mechanizm kieruje piciem kobiet, przy czym wstyd jest jeszcze silniejszy i połączony z paraliżującym poczuciem winy. Choć w odbiorze społecznym alkoholizm uznawany jest już za chorobę, to kobiety, które na nią cierpią, wciąż odbierane są jako istoty godne pogardy. Okazuje się, że nawet alkoholicy oceniają je surowo. Pracowały na to pokolenia.
Autowidol w najlepszym gatunku
Elvin Morton Jellinek, który w latach 40. XX w. jako pierwszy określił alkoholizm mianem choroby, był przekonany, że nie dotyczy on kobiet. Na Zachodzie problem dostrzeżono w latach 70. W PRL stereotyp alkoholika kształtował krótkometrażowy film edukacyjny wyświetlany w szkołach i w kinach przed seansami, na którym zapluty, stary lump dygocze w stanie delirium tremens. Kobiety piły już wówczas całkiem sporo, ale jakim cudem mogły identyfikować się z kimś takim?
– Mówiono wówczas, że alkoholizm to jest problem społeczny. Alkoholiczkę postrzegałam jako niedomytą, brudną babę z meliny, zaniedbującą dzieci. A ja? Elegancka, zadbana, z rodziną, synami na zagranicznych uniwersytetach, jeżdżąca dobrymi samochodami, poznająca geografię świata przez dobre trunki. Nie wrzeszczałam, nie waliłam pięścią w stół. Czy ja wyglądałam na problem społeczny?