W wieku 90 lat zmarł w Johannesburgu (Republika Południowej Afryki) Walter Sisulu, szara eminencja Afrykańskiego Kongresu Narodowego, którego symbolem stał się dla świata Nelson Mandela, laureat pokojowego Nobla, pierwszy prezydent RPA po likwidacji segregacji rasowej. Sisulu trzymał się w cieniu, ale Mandela konsultował się z nim w kluczowych sprawach. Gdy obaj siedzieli w więzieniu Roben Island – Sisulu dostał dożywocie za działalność wywrotową – współtowarzysze niedoli podziwiali Mandelę jako przywódcę, ale garnęli się do Sisulu jak do ojca. Odsiedziawszy 26 lat Sisulu w 1989 r. został zwolniony na fali odwilży politycznej zapowiadającej upadek demokracji tylko dla białych. Nie przyjął żadnych godności państwowych, mieszkał w skromnym domu w Soweto wśród czarnych. W młodości radykał i zwolennik przemocy w walce z apartheidem, po wyjściu z więzienia nie żywił nienawiści do prześladowców. Mawiał: Nie należy mieszać gniewu do polityki, a gorycz nie służy dobrze sprawie.