Kapitan reprezentacji Włoch Fabio Cannavaro zdobytą Złotą Piłkę – najbardziej prestiżową nagrodę piłkarską – zadedykował Neapolowi. Przypomniał o kłopotach swojego miasta, wspomniał chłopców kopiących jak on kiedyś piłkę na ulicy. Trafił do bożonarodzeniowych żłobków – prawdziwej dumy i wizytówki Neapolu.
W Wigilię jeden z neapolitańskich księży odważył się poprowadzić procesję, która zatrzymywała się na modlitwę w miejscach, gdzie dilerzy sprzedają śmierć. Był też przemarsz z pochodniami. I transparent: „Narkotyki i camorra są śmiercią tego miasta. Boże Narodzenie to jedyna szansa, żeby się odrodzić”. Tymczasem dla mafiosów święta to świetna okazja, żeby zebrać pieniądze dla kolegów odsiadujących wyroki. Zbiórkę zorganizowali wśród sklepikarzy, którym oferowali świecidełka za jedyne 250–500 euro. Pracują bez chwili wytchnienia – w dzień Bożego Narodzenia z rąk camorrystów zginął trzydziestopięcioletni Giuseppe Pezzella.
Kilka miesięcy temu ulicami Neapolu przeszedł symboliczny pogrzeb.
Na ustawionej pod prefekturą trumnie widniał napis „Tu spoczywa bezpieczeństwo”. „Neapol tonie, Neapol umiera!” – krzyczą gazety. Tonie pod śmieciami, umiera od kul camorry, od narkotyków. Lider Ligi Północnej Roberto Calderoli nazwał to najbardziej niebezpieczne miasto Europy „ściekiem Włoch”.
Kulkę w głowę dostać można w pizzerii i masarni, na gwarnej ulicy w środku miasta, w środku dnia. W maju 2005 r. w centrum Neapolu około 10.30 zginął emerytowany inżynier Emilio Albanese (notabene ojciec narzeczonej Jacopo Fo, syna noblisty, Dario). Powód? Trzy tysiące euro, jakie właśnie podjął z banku.