Prawda brzmi następująco: przez niepokojąco spore fragmenty przeciętnego dnia jestem debilem” – deklaruje na początku swojego debiutu powieściowego Nick Hornby. W dalszej części utworu autor udowadnia wyżej postawioną tezę nie pozostawiając wątpliwości, że jest ona słuszna. Obok Tony’ego Parsonsa Hornby jest z pewnością najciekawszym autorem książek o facetach dobiegających czterdziestki, którzy próbują wziąć się za bary z problemem własnego niedorozwoju emocjonalnego.
Określając siebie mianem debila Hornby nie stosuje kokieterii wobec czytelnika. Hornby nie potrafi myśleć, ponieważ jest kibicem piłkarskim. Tu ważne wyjaśnienie. Wbrew stereotypowym opiniom samo zainteresowanie futbolem nie jest oznaką niesprawności umysłowej. Współczesny futbol to skomplikowana gra taktyczna, fascynujące zjawisko socjologiczne, ekonomiczne i psychologiczne. Ludzie analizujący mecze piłkarskie, trenerzy, również gracze muszą myśleć przy wykonywaniu zawodu. Niektórzy nawet czytają książki.
Kibic to co innego. Nie jest zdolny do analizy czy dyscypliny intelektualnej, ponieważ maniacy – a o nich tu mówimy – nie potrafią wykazać jakiegokolwiek dystansu do swojej pasji. „Futbolowa gorączka” to zapis obsesji, której przedmiotem jest nie tyle piłka nożna, co londyński klub Arsenal. W dzieciństwie Hornby został zaprowadzony przez ojca na stadion Arsenalu i od tej pory, z niewielkimi przerwami, oglądał wszystkie mecze rozgrywane przez tę drużynę na własnym boisku. Jak sam przyznaje, z nielicznymi wyjątkami były to żałosne widowiska piłkarskie, które nie dawały mu ani krzty przyjemności. Przez opisane w książce lata 60., 70. i 80. Arsenal, który dziś gra piękny futbol, uznawany był za najnudniejszą drużynę angielskiej ekstraklasy. Remisował 0:0 albo wygrywał w bólach 1:0.