Czy dużo nas dzieli od Europy, jeśli chodzi o kontrolę jakości szkolnictwa wyższego?
Nie. W Europie dominowało finansowanie edukacji ze środków publicznych. W wielu krajach dopiero pod koniec lat 90. zaczęły powstawać systemy kontroli jakości. Niemiecki system liczy sobie trzy lata, PKA powstała w styczniu 2002 r., system hiszpański jest młodszy od naszego. Uczestniczę w licznych konferencjach dotyczących porządkowania szkolnictwa i budowania tzw. europejskiej przestrzeni edukacyjnej na poziomie wyższym, co ma nastąpić do 2010 r. W sprawie struktury studiów sposób myślenia w Europie jest zgodny: najpierw studia licencjackie, dające przygotowanie do zawodu, potem magisterskie, gdzie uzyskuje się większy zakres wiedzy i kompetencji, wreszcie doktoranckie – dla najzdolniejszych i najbardziej dociekliwych. Ale zdefiniowanie, czego oczekujemy od posiadacza licencjatu, magisterium i doktoratu, aby te dyplomy były porównywalne w różnych krajach, wcale nie jest proste.
Co najtrudniej uzgodnić?
Na przykład standardy edukacyjne informujące o tym, jaka wiedza z danej dziedziny jest absolutnie niezbędna, aby młody człowiek, rozpoczynający studia w Warszawie, mógł je kontynuować w Rzymie, a ukończyć w Paryżu – albo odwrotnie. Chodzi o wzajemne uznawanie tych fragmentów studiów i akceptowanie dyplomów pośrednich. Budowanie europejskiego systemu edukacyjnego jest znacznie bardziej skomplikowane niż to się wydaje w Polsce, gdzie wielu uważa, że istnieje edukacja europejska, a my musimy do tego poziomu dorównać. W wielu krajach europejskich dopiero teraz następują istotne zmiany. Wszystkie te kwestie muszą być także uwzględnione w naszym prawie o szkolnictwie wyższym, jeśli chcemy być w Europie równorzędnym partnerem.