Samochody projektują dziś nie inżynierowie, ale handlowcy. Historia motoryzacji pełna jest przykładów modeli nowatorskich z punktu widzenia technicznego, które poniosły handlową klęskę. Nieudany model, w którego skonstruowanie i wypromowanie włożono miliony dolarów, może okazać się gwoździem do trumny producenta. Dlatego należy unikać takich sytuacji i nie zostawiać inżynierom zbyt dużej swobody. Ich zadaniem jest tworzenie nowych, coraz lepszych i doskonalszych modeli, ale według instrukcji otrzymanych od handlowców, którzy wcześniej muszą upewnić się, czego oczekują klienci.
Problem polega jednak na tym, że sami klienci do końca tego nie wiedzą. Zakup samochodu, choć to jedna z poważniejszych inwestycji, odbywa się często pod wpływem odruchu, a nie po technicznych i ekonomicznych analizach. Przeciętny nabywca o tym, co dzieje się pod maską, ma mgliste pojęcie, więc pytanie go o rodzaj zawieszenia, maksymalną moc czy moment obrotowy niewiele da. Po prostu jeden model podoba mu się bardziej, a inny mniej. Ale dlaczego?
Specjaliści firmy Ford odkryli jedną z intrygujących przyczyn samochodowej sympatii: dźwięk... zamykanych drzwi. Tak, trzask drzwi, a nie pomruk silnika. Okazuje się, że wiele decyzji o zakupie samochodu podejmowanych jest przez klientów w salonie po obejrzeniu wystawionego egzemplarza bez odbywania jazdy próbnej, a więc bez przysłuchiwania się silnikowi. Natomiast każdy oglądając auto kilka razy otwiera i zamyka drzwi. Okazuje się, że dźwięk, jaki wówczas usłyszymy, ma dla naszej oceny istotne znaczenie. Może nas nastawić pozytywnie, ale może i zniechęcić. Dlatego Ford bada, jaki odgłos zamykanych drzwi dobrze brzmi, a konstruktorzy akustycy pracują, by dostroić auta do odpowiedniej tonacji.